***13***
- Max, chodź tu do nas! - zawołała Liz.
Max obrócił się w stronę, z której dobiegał jej głos i zobaczył ją,
Marię i Alexa, jedzących lunch na trawie szkolnego dziedzińca. Aura Marii
wyraźnie wskazywała na to, że od wczoraj nie doszła jeszcze do równowagi - a
może była nawet w gorszym stanie. Ciemnoszary kolor przetykany był zielenią.
Ale przede wszystkim, idąc w ich stronę, przypatrywał się aurze Liz. Aż
przykro było patrzeć, tyle zawierała kolorów. Były w niej te brzydkie żółte
pasma strachu oraz czerwone plamy, które zawsze zabarwiały jej aurę, kiedy była
zła. Były również szare smugi - oznaki, że jest zmartwiona. A wszystko
pokrywała ciemnofioletowa pajęczyna. Taka sama jak ta, która zasłoniła aurę
jego matki, kiedy umarł jej ojciec. Była oznaką głębokiego smutku. Liz posunęła
się trochę i Max usiadł obok niej. Nie wiedział, co powiedzieć. Czy miał
rozpocząć zwyczajną rozmowę, jakie zwykle prowadzili podczas przerwy na lunch -
że ktoś słyszał, jak Johanne Oakley wymiotowała rano w toalecie i teraz wszyscy
myślą, że jest w ciąży; że dziś w nocy drużyna klubu Olsen High ma zrobić nalot
na siedzibę Guffman High, aby odebrać im swoją maskotkę; że Doug Highsinger
został odesłany do domu za to, że przyszedł do szkoły ubrany jak Marilyn
Manson. Max nie wiedział, czy dziś dałby sobie z tym radę.
- Więc jak myślicie, jaką teraz listę mógłbym otworzyć -odezwał się
Alex. - Myślałem o alternatywnym wykorzystaniu drobnych monet, bo są przecież i
tak prawie nic niewarte... -Nie dokończył zdania.
On wyczuwa napięcie pomiędzy Marią i Liz, pomyślał Max. Nie trzeba było
patrzeć na ich aury, by wiedzieć, że coś tu jest nie w porządku. Aura Alexa też
niezbyt dobrze się prezentowała. Miała jakiś tłusty, oleisty połysk.
- A może głupie imiona psów? - wtrąciła Liz. - Takie, że nie chciałbyś
głośno wołać swojego psa, gdyby się zgubił? -Jej głos miał radosne, fałszywe
brzmienie.
Stało się coś złego, pomyślał Max.
Liz spojrzała na Alexa, potem na Marię i jej uśmiech z reklamy pasty do
zębów nagle przygasł.
- Nie mogę tak tu siedzieć i... - zaczęła. - Max, Alex wie. Max poczuł
się tak, jakby dostał pięścią w brzuch. Teraz już nie zdoła powstrzymać Isabel
i Michaela. W żaden sposób. Liz wzięła go za rękę i splotła palce ich dłoni.
- Chcę, żebyście popatrzyli na Maxa - zwróciła się do swoich przyjaciół.
- Żebyście mu się dobrze przyjrzeli. On ocalił mi życie. On...
- Hej, Max, gratulacje. Nie sądziłem, że uda ci się utrzymać
zainteresowanie Liz przez cały dzień.
Max poczuł, że Liz ściska go mocno za rękę. Sam też był spięty po
usłyszeniu głosu Kyle'a Valentiego, który obszedł ich dokoła i stanął za
plecami Alexa.
Muszę zachować spokój, pomyślał Max. Niemądrze byłoby teraz z nim
zaczynać.
- Nie przyzwyczajaj się zanadto do jej towarzystwa. - Kyle uśmiechnął
się złośliwie do Maxa.
Był chyba typem faceta, który za wszelką cenę chce zwrócić na siebie
uwagę. Max uznał, że jeśli się nie będzie odzywał, to intruz szybko sobie
pójdzie.
Ale ten nie ruszał się z miejsca. Wydawał się tylko zdziwiony, że Max
nie odpowiada na jego zaczepki.
- Myślę jednak, że będziesz mógł widywać Liz, jeśli będziesz chciał
odwiedzać ją w więzieniu - mówił dalej Kyle. -Za współudział w morderstwie nie
idzie się do poprawczaka. Wiesz - zwrócił się do Liz - że okłamując mojego
ojca, stałaś się współuczestnikiem?
- Jeśli masz coś do mnie, to nie wciągaj w to jej - powiedział Max.
- Dopóki będzie okłamywać mojego ojca, dopóty będzie w to wciągnięta -
wypalił Kyle. - Nie wiem, co myśli mój tata, ale ja uważam, że mordercą,
którego ona osłania, jesteś ty, Evans. To wstrętne chować się za plecami
dziewczyny.
- Kyle, jesteś żałosny - wybuchnęła Maria. - Wymyśliłeś tę śmieszną
teorię, bo nie możesz pogodzić się z faktem, że Liz woli być z Maxem niż z
tobą. Dorośnij wreszcie.
Kyle zaczerwienił się gwałtownie i ponownie zwrócił się do Liz.
- To zrobiłoby wrażenie na twojej siostrze - powiedział. -Ona też
została raz zaaresztowana, ale to była tylko drobna sprawa z narkotykami. Za to
ty zrobisz prawdziwą sensację.
Max zerwał się na nogi i rzucił na Kyle'a, tak że ten ciężko upadł na
ziemię. Max usiadł na nim i uderzył go pięścią w nos. Usłyszał trzask, poczuł,
że krew spływa mu po palcach.
- Max, nie! - krzyknęła Liz.
Ale on nie miał zamiaru przestać. Kyle musiał zapłacić za każde słowo,
którym obraził Liz. Jego pięść wylądowała na ustach Kyle'a. Poczuł nagle na
ramionach czyjeś ręce, które odciągały go do tyłu.
Alex ściągnął go z Kyle'a i przygniótł do ziemi.
Max przesunął głowę na bok i zobaczył, jak jego przeciwnik wyciera
zakrwawioną twarz rękawem koszuli.
- Z nami jeszcze nie koniec - powiedział Kyle, odchodząc.
- Masz rację! - krzyknął Max. - To jeszcze nie koniec. -Usiłował wydostać
się z uścisku Alexa. Dogoni tamtego. Wdepcze go w ziemię.
Alex przygniótł go kolanem.
- Zostaniesz tu. Jeśli za nim pójdziesz, to skończy się to w gabinecie
dyrektora w obecności rodziców. Masz ochotę znaleźć się w jednym pokoju z
szeryfem Valentim? Myślisz, że nie zainteresuje go powód tej bójki?
Max nadal chciał gonić Kyle'a, ale to, co mówił AIex, brzmiało
rozsądnie.
- Czy już mogę cię puścić? Odzyskałeś rozum? - spytał Alex.
- Tak.
Alex puścił Maxa, a ten usiadł, rozcierając sobie ramię.
- Jak ty to zrobiłeś, chłopie? Nawet się nie zorientowałem, kiedy już
leżałem na ziemi.
- Trzech starszych braci - odpowiedział Alex. - Wyrośniętych.
- Miałeś rację - przyznał Max. - Dziękuję ci.
- Musimy trzymać się razem przeciwko wszystkim Kyle'om tego świata.
***
Gdzie mój olejek cedrowy? - pomyślała Maria. Otworzyła torebkę i zaczęła
w niej grzebać, dopóki nie wyczuła pod palcami małej fiolki. Eukaliptus.
Wrzuciła fiolkę do torebki.
Eukaliptus ma ożywcze działanie, a ona była już wystarczająco ożywiona.
Gdzie jest Max? Zajęcia skończyły się już przeszło pół godziny
wcześniej, a jego jeszcze nie było. Jeep stał na parkingu, więc wiedziała, że
nie przeoczyła wyjścia chłopaka.
Zajrzała do torebki, szukając fiolki z olejkiem cedrowym. Jest. Wyjęła
zakrętkę, zamknęła oczy i zaczęła wdychać. Myśl o lesie, w którym rosną stare
cedry, mówiła sobie. Znajdź się w tym lesie i się odpręż.
Ale olejek cedrowy nie podziałał. Może Liz miała rację, wyśmiewając się
z aromaterapii. A może niektóre problemy są zbyt poważne, by pomógł zapach
cedru i wyobrażenie lasu. Otworzyła oczy i zobaczyła Maxa, który wsiadał do
jeepa.
- Max, zaczekaj! - zawołała, podbiegając do samochodu. -Czy mogę z tobą
porozmawiać?
Wsiadła szybko do jeepa, zanim zdążył odpowiedzieć. Bała się, że powie
nie.
- O co chodzi?- spytał, bębniąc palcami po kierownicy. Widać było, że
chce jak najszybciej się jej pozbyć i odjechać.
- Czy poczucie rytmu jest wrodzone? - spytała. - Kiedy ja próbuję, to
wychodzi mi z tego tupot słoni.
Max spojrzał na nią, a na jego ustach pojawił się złośliwy uśmiech.
- Jestem żyjącym dowodem na to, że poczucie rytmu nie ma nic wspólnego z
dziedzicznością.
- Zapomniałam. Zupełnie zapomniałam - powiedziała Maria. - A wiesz
dlaczego? Bo ty nie jesteś tym stworem z trzeciorzędnych filmów.
- To wielka ulga - odezwał się Max.
- Przepraszam. Wszystko psuję. Chciałam ci powiedzieć, że zaczęłam się
ciebie bać od czasu, kiedy się dowiedziałam... no wiesz, co. Przez cały czas
myślałam, że patrzysz na mnie jak na komara albo strączek grochu czy coś w tym
rodzaju.
- Zaczekaj. Strączek grochu? - spytał Max, zerkając na nią ze
zdumieniem.
- Jak na coś... innego - tłumaczyła. - Coś, co jest odrębną formą życia,
nie należącą do twojego... jak to się nazywa... gatunku. Wiesz przecież, że
ludzie jedzą zwierzęta i rośliny? Mogą to robić, ponieważ traktują je jako
coś... innego. Gdyby tak na to nie patrzyli...
- Zaczekaj. Bałaś się, że mogę cię zjeść? - Max roześmiał się. Maria
popatrzyła na niego. On tymczasem dostał ataku śmiechu.
- No, niezupełnie, ale prawie. Trochę się bałam, że możesz mnie zjeść. -
Zachichotała.
Teraz oboje pokładali się ze śmiechu. Napad rozbawienia wyciskał łzy z
oczu Marii. Nie mogli przestać.
- Okay, dość tego - wyjąkała, przyciskając palce do ust. -Chciałam ci
tylko powiedzieć...
Max roześmiał się znowu, ale ona zachowała powagę.
- Chciałam ci tylko powiedzieć, że dopiero dzisiaj zobaczyłam, jak
bardzo zależy ci na Liz. Wiem już, że cię źle oceniłam, i jest mi bardzo
przykro.
- W porządku - rzucił. - Ja sam byłem całkowicie ogłupiały, kiedy
odkryłem... czym jestem. Czułem się jak jakiś potwór, który powinien się
trzymać od wszystkich z dala, z wyjątkiem Michaela i Isabel.
- Nie jesteś potworem.
Maria poczuła nagle, że ma dla niego wiele ciepłych uczuć, że pragnie go
chronić. Odgarnęła mu włosy z czoła, ale zaraz poczuła się zażenowana i
odwróciła wzrok. Po raz pierwszy rozmawiała z Maxem w ten sposób, do tej pory
wymieniali tylko nic nieznaczące uwagi.
- Musimy się zastanowić nad Valentim - powiedziała szybko. - Po tej
aferze z Kyle'em nabierze jeszcze większych podejrzeń w stosunku do ciebie i
Liz. A on nie zrezygnuje, dopóki nie odkryje prawdy... o nas wszystkich.
- Mam pomysł, co powinniśmy teraz zrobić - rzekł Max. -Odwiozę cię do
domu i wszystko opowiem po drodze. Okay, strączku grochu?
Maria uśmiechnęła się do niego serdecznie. Był to uśmiech pod hasłem
„będę twoim najlepszym przyjacielem".
- Okay -
powiedziała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz