***11***
- Lepiej się czujesz? -
spytała Maria.
Liz spojrzała na Alexa.
Wiedziała, że Maria chciała go trochę rozweselić i dlatego zaciągnęła na lody.
Ale Liz nie zauważyła, żeby był w najmniejszym stopniu rozweselony.
- Niezupełnie - przyznał
chłopiec.
- Jak myślisz? -
zwróciła się Maria do przyjaciółki. - Dodać jeszcze polewy?
- Hm... chyba nie. Nie w
tym rzecz. Trzeba dać Alexowi lody w kolorze tęczy, zamiast czekoladowych.
Tęcza oznacza szczęście, prawda?
- Racja. Zaraz się tym
zajmę.
Maria zerwała się od
stolika, wzięła lody Alexa i podbiegła do lady.
Liz wolno jadła mrożony
jogurt. Chciała zyskać na czasie. Miała nadzieję, że wpadnie na jakiś wspaniały
pomysł, co powiedzieć przyjacielowi na temat tej historii z Isabel. Ale nic nie
przychodziło jej do głowy. Jej też nikt nie potrafił niczego powiedzieć, żeby
się lepiej poczuła, kiedy Max oświadczył, że muszą pozostać „tylko
przyjaciółmi".
- Ta tęczowa polewa w
ogóle nie ma smaku - wymamrotał Alex.
- Tak. A wygląda
wspaniale, jakby miała tyle smaków co kolorów - przyznała Liz. - Może
założyłbyś nową listę na temat jedzenia, które zupełnie inaczej smakuje, niż
można by się tego spodziewać po jego wyglądzie.
- Może - mruknął,
metodycznie wygładzając papierową serwetkę.
- No dobra. Przepraszam
cię - powiedziała Liz. Poklepała Alexa po ramieniu, jakby był małym pieskiem, i
zorientowała się, że naśladuje swoją abuelita. Jej babunia zawsze tak robiła,
kiedy ktoś był przygnębiony.
- Wiem, że czasem
człowiek czuje się jeszcze gorzej, kiedy ktoś stara się go rozweselić - dodała.
Miała okresy, kiedy
marzyła o tym, by skulić się pod kołdrą, słuchać smutnych piosenek o
niespełnionej miłości i myśleć o Maksie. Kiedy była w takim nastroju, nie
zależało jej na tym, by ktoś ją rozweselał.
- Wiem, że lody ci nie
pomogą - szepnęła, nachylając się do Alexa - ale Maria czuje się lepiej, kiedy
może dla ciebie coś zrobić.
Kiedy Max powiedział
Liz, że chce, by pozostali „tylko przyjaciółmi", Maria wmusiła w Liz cały
zestaw pokrzepiającej żywności. Liz musiała przełknąć kilka gatunków czekolady,
makaron z serem, frytki i różne inne tłuste oraz słodkie potrawy - co tylko
wpadło Marii na mysi.
To dowodziło, jaką
wspaniałą przyjaciółką jest Maria. Sama była fanatyczką zdrowej żywności. Nie
jadła niczego, co zawierało konserwanty lub sztuczne barwniki. Nie jadła mięsa,
jajek ani żadnych produktów mleczarskich. Ale kiedy ktoś z jej przyjaciół był
przygnębiony, Maria robiła wszystko, by znaleźć jedzenie, które, jak sądziła,
polepszy mu nastrój. Chociaż najchętniej nakarmiłaby go wodorostami, kiełkami
pszenicy i tofu.
Wróciła do stolika z
nową, ulepszoną, melbą dla AIexa. Wpatrywała się w niego, kiedy podnosił
łyżeczkę do ust.
- To nic nie daje. Nie
jest ani trochę w lepszym humorze -oświadczyła. - Mam prywatną teorię na ten
temat. Alex trzy razy dziennie opycha się wszelkimi paskudztwami, a niezdrowe
jedzenie wcale nie podnosi go na duchu, jak to się dzieje z innymi ludźmi.
- Może - powiedziała
Liz. A może kiedy masz złamane serce, nic nie jest w stanie podnieść cię na
duchu, pomyślała.
Codziennie rano robiła
małe doświadczenie. Wyjmowała fotografię Maxa i usiłowała ustalić stopień
natężenia bólu w skali od jednego do dziesięciu. Stale miała nadzieję, że
któregoś dnia uda jej się zejść do 9, 9 punktu. Ale to się jeszcze nie
zdarzyło.
- Alex, powiedz nam
jeszcze raz, jak to było, kiedy graliście w minigolfa? - spytała Maria. - Co
dokładnie powiedziała Isabel, zanim cię pocałowała?
- Muszę ci przypomnieć,
że jestem facetem - odpowiedział Alex. - Wiem, że dużo ze sobą przebywamy i
mogło ci się trochę to wszystko pomieszać. Jestem facetem, który beka, drapie
się i nosi ochraniacz na jaja, kiedy gra w piłkę. Jestem stuprocentowym
facetem. A faceci nie bawią się w „ona powiedziała, a ja wtedy powiedziałem"
i w analizowanie wszystkich drobnych szczegółów.
- Nie ma się czym
chwalić - skwitowała Maria. - Trzeba rozmawiać o takich rzeczach. To jest
zdrowe.
Liz nie była tego pewna.
Przeanalizowała razem z Marią wszystkie szczegóły tego krótkiego okresu, kiedy
Liz i Max byli przyjaciółmi, ale zanim stali się „tylko przyjaciółmi". Nic
jej to nie pomogło. Nie poczuła się ani trochę lepiej. Nie wpadły nawet na
pomysł, jak mogłaby odzyskać Maxa.
- To powiedz mi chociaż,
jaki to był pocałunek - prosiła
Maria Alexa. - No wiesz,
jak długo trwał. To naprawdę może pomóc.
Chłopak oparł głowę na
rękach i jęknął. Jest bardzo nieszczęśliwy, pomyślała Liz. Czy Isabel choćby w
najmniejszym stopniu zdaje sobie z tego sprawę?
Liz wiedziała, że Max
czuje się równie okropnie jak ona, i ta myśl jej pomagała. Wiedziała, że to nie
powinno jej pomagać, ale tak było.
***
Michael uchylił okno w
pokoju Marii i wszedł do środka. Rzucił kasetę wideo z „Nocą żywych
trupów" na jej łóżko. Otworzył drzwi i zaczął nadsłuchiwać. W całym domu
panowała cisza. Niedobrze. Miał wielką ochotę posłuchać jej pisków przy
oglądaniu kolejnego horroru.
Może powinien był
zadzwonić i sprawdzić, czy Maria jest w domu. Ale wcale nie planował tych
odwiedzin. To był jego ostatni wieczór u Hughesów. Pani Hughes prosiła go, żeby
koniecznie był na kolacji. I był. Upiekła ciasto i w ogóle. Widać było, że
czuje się co najmniej niezręcznie w sytuacji, kiedy wyrzucają go ze swojego
domu.
Kolacja przebiegła w
atmosferze fałszu i obłudy. Aury państwa Hughesów wyraźnie wskazywały na to, że
nie czują się najlepiej. To samo dotyczyło Michaela. Siedzieli jednak przy
stole, udając, że wszystko jest w porządku. To było żałosne. Kiedy chłopak
przełknął ostatni kawałek ciasta, marzył tylko o tym, by się stamtąd wyrwać.
Podał mało przekonujące usprawiedliwienie, że chciałby pożegnać się z
sąsiadami, i wyszedł.
Pochodził trochę po
mieście, a gdy zobaczył sklep wideo, wpadł na pomysł, by wziąć kasetę i iść do
Marii. Uwielbiał „Noc żywych trupów". Była tam wspaniała scena, kiedy ręka
faceta popadła w obłęd i zaczął rozbijać sobie naczynia na głowie. Gdyby bracia
Max mieli nakręcić horror, to na pewno umieściliby w nim taką scenę.
Michael chciał
początkowo przynieść kasetę do Alexa. Ale od czasu, kiedy wehikuł miłości Alexa
uległ katastrofie, jego towarzystwo przestało być zabawne. Gdyby obaj, będąc w
fatalnym nastroju, mieli spędzić ten wieczór razem, nic dobrego by z tego nie
wynikło.
Michael nie miał
najmniejszego zamiaru wstępować do Maxa. Po pierwsze, gdyby zobaczył Isabel,
zaraz zacząłby na nią wrzeszczeć. Poza tym niedzielny wieczór był u nich
wieczorem rodzinnym. Państwo Evansowie byli zawsze zadowoleni, kiedy Michael do
nich przychodził. Żartowali, że jest ich ulubionym dzieckiem. Ale Michael nie
miał ochoty na to, by być honorowym członkiem Evansów. Przynajmniej nie tego
wieczoru.
Usiadł na łóżku Marii.
Może trochę zaczeka. Po chwili wyciągnął się na całą długość i poczuł, że coś
go gniecie w plecy. Włożył rękę pod narzutę i wyciągnął parę
fioletowo--pomarańczowych maskujących spodni. Roześmiał się cicho. Ubranie
takie powinno umożliwić użytkownikowi wtopienie się w otoczenie. Nie ma wiele
fioletowo-pomarańczowych drzew, budynków... ani niczego innego.
Nogawki spodni były
ogromne. W każdej z nich mogłyby się zmieścić dwie całe Marie. Był to wyjątkowo
słaby kamuflaż, a gdyby trzeba było biec, to do widzenia. Jednak te spodnie
dobrze wyglądały na Marii, kiedy nosiła je razem z króciutkim sweterkiem.
Michael zmienił pozycję.
Jeszcze coś tam było. Wyciągnął spod narzuty bokserki. Chwila, moment. Co
robiły bokserki na łóżku Marii?
Podniósł je i uśmiechnął
się szeroko. Te bokserki nie mogły być własnością żadnego faceta. Było na nich
mnóstwo małych kaczuszek. I były małe, akurat na Marię. Położył bokserki na
spodniach.
Wziął poduszkę i
podłożył ją sobie pod głowę. Miała dziwny zapach - pastylek na kaszel i
kwiatów. Głęboko wciągnął powietrze. Może Maria miała rację. To był
rzeczywiście miły zapach. I świetnie przeczyścił mu drogi oddechowe.
Usłyszał odgłos kroków w
holu. Po chwili otworzyły się drzwi i Maria weszła do pokoju. Wydała okrzyk
zdziwienia na jego widok.
- Przyniosłem film -
oświadczył Michael.
- Ale ja muszę upiec
tort na imieniny mamy - powiedziała dziewczyna.
Michael wstał z łóżka.
Nie powinien był przychodzić bez zaproszenia.
- Chyba jest już dość
późno. Spadam - mruknął, ruszając w stronę okna.
- Zaczekaj! - zawołała
Maria. - Przyda mi się pomoc. Chłopiec obrócił się. Czuł, że na jego twarzy
pojawia się szeroki głupkowaty uśmiech. Chciał coś z tym zrobić, ale mięśnie
ust nie były mu posłuszne.
- Okay - powiedział. -
Ale nie włożę fartucha.
***
Isabel wyjęła z szafy
czarne espadryle i wrzuciła je do kosza na śmieci. Nigdy ich nie miała na
nogach. Wiązało się je takimi idiotycznymi tasiemkami, aż do kolana. Kto chciałby
wyglądać jak aktor amatorskiego teatru, który właśnie wystawia „Juliusza
Cezara?"
Potem wzięła do ręki
jasnofioletowe pantofle na płaskim obcasie, które miała na ślubie kuzynki,
gdzie była młodszą druhną. Też wyrzuciła je do śmieci. Jej kuzynka właśnie się
rozwodziła, więc Isabel nie miała powodu przywiązywać się do tych pantofli.
Może to małżeństwo potrwałoby dłużej, gdyby ona miała lepszy gust, pomyślała
Isabel. Na czubkach pantofli przymocowane były kwiatki. To mówiło wszystko.
Ktoś zastukał do drzwi.
Zanim dziewczyna zdążyła powiedzieć, żeby ten ktoś poszedł sobie w diabły, do
pokoju zajrzał Max.
- Zaraz zaczniemy
oglądać film - powiedział.
- Robię porządek w
szafie - odpowiedziała siostra.
- Chodź. Wiesz, że
rodzice lubią, żebyśmy niedzielny wieczór spędzali razem - przekonywał ją Max.
- Wypożyczyłem taki film, który na pewno ci się spodoba.
- Ciebie nie obchodzi,
co ja lubię - warknęła Isabel. -Chcesz, żebym zeszła na dół, żebyś mógł mnie
pilnować. -Wzięła klapki i rzuciła je na stos innych butów.
Max i reszta grupy
byliby zadowoleni, gdy mogli zrobić z niej marionetkę. Ale to im się nie uda.
Nikt nie będzie jej kontrolował.
- Jeszcze tu jesteś? -
spytała.
Max wycofał się bez
słowa. Cokolwiek by powiedział, siostra wpadała w złość.
Isabel przejrzała
dokładnie szafę. Nie zostało w niej ani jednej pary butów. Obróciła się i
spojrzała na stos butów na podłodze. Jak je ustawić? Według kolorów? Stylu?
Wysokości obcasa?
Gdy zadzwonił telefon,
szybko podniosła słuchawkę.
- Co?
- Cześć, tu Maria.
No to super, pomyślała
Isabel. Teraz ona mi powie, żebym trzymała się z daleka od Nikolasa.
- Jest u mnie Michael.
Chcielibyśmy, żebyś do nas przyszła. Zrobiliśmy tort i potrzebujemy pomocy przy
jego dekorowaniu - powiedziała Maria.
- Brzmi wspaniale. Ale
właśnie kupiłam nowy dozownik papieru toaletowego, który wydziela świeży zapach
przy każdym użyciu, i mam zamiar go dziś wieczór zainstalować -odpowiedziała
Isabel i rzuciła słuchawkę.
Udekorować tort.
Rzeczywiście, pomyślała. Udekorować go napisem „Isabel, jesteś w
niebezpieczeństwie". I to dużymi literami.
Nie była głupia.
Wiedziała, co robić. Dlaczego wszyscy traktowali ją jak niemowlę? Pewnie
ustalili już plan dyżurów. Max będzie opiekował się dzidzią Isabel od
dziewiątej do jedenastej, Michael od jedenastej do drugiej... Telefon zadzwonił
znowu.
- Halo. Tu Isabel Evans.
Jeśli chcesz zostawić wiadomość, żebym trzymała się z daleka od Nikolasa,
naciśnij jedynkę. Jeśli chcesz zostawić wiadomość z informacją, że grozi mi
niebezpieczeństwo, naciśnij dwójkę. Jeśli chcesz zostawić wiadomość z
informacją, jaka jestem okropna, bo przeze mnie Liz miała wypadek, naciśnij
trójkę. Jeśli...
- Isabel, tu Alex. Nie
chcę ci niczego takiego mówić. Chciałem tylko powiedzieć, że skłamałem dziś
rano. Gdybyś zmieniła zdanie, wróciłbym do ciebie. Biegiem.
Poczuła, że łzy
napływają jej do oczu. Zatrzepotała powiekami. Alex chciał tego samego co
wszyscy inni. Był tylko kolejnym opiekunem. Musiała o tym pamiętać.
- Biip - powiedziała
cichym głosem i odłożyła słuchawkę. Włączyła automatyczną sekretarkę. Nie była
już w stanie odbierać telefonów.
Pantofle. Teraz powinna
skupić się na nich. Może podzielić je wedle pór roku? Ale czy to miało sens w
Roswell? Pory roku tak bardzo się tu nie różniły.
Rozległ się znowu
dzwonek telefonu. To na pewno Liz, pomyślała Isabel - Jej ostatnia opiekunka.
- Cześć, Isabel, tu Liz.
Isabel potrząsnęła
głową, zdegustowana.
- Mam do ciebie
pytanie... chodzi o zadanie matematyczne. Wiem, że jesteś w tym dobra. Mogłabyś
do mnie zadzwonić? -mówiła Liz.
Liz miała ukończyć
szkołę z najlepszymi stopniami, a nie potrafiła wymyślić lepszej historyjki?
Powinna zacząć chodzić na zajęcia wyrównawcze z kłamstwa. Tak, Isabel była
dobra z matematyki. Ale ona była w gimnazjum, a Liz w liceum. Poza tym genialny
chłopiec Max mieszkał w tym samym domu. Gdyby Liz naprawdę potrzebowała pomocy,
zadzwoniłaby do niego.
Jeśli jeszcze raz
zadzwoni telefon, wyrzucę go przez okno, postanowiła Isabel.
***
Max zerknął na ojca,
który miał już zupełnie szklany wzrok. Jeśli w filmie nie było częstych
głośnych wybuchów, tata zaraz zasypiał. Potem chłopiec spojrzał na mamę;
patrzyła na ekran z dużym zainteresowaniem. Wiedział, że ten film spodobałby
się Isabel. Wypożyczył go, bo siostra uwielbiała filmy tego rodzaju.
Teraz musiał siedzieć i
patrzeć, jak jakaś dziewczyna zakochuje się w facecie, który tak naprawdę jest
aniołem. To było idiotyczne. Kiedy Nicolas Cage powiedział Meg Ryan, że jest
wysłannikiem Boga, ona skwitowała to mruknięciem „Okay, w porządku".
Nikt normalny by tak nie
zareagował. Kiedy Max powiedział Liz, że jest kosmitą, wprawiło ją to w
przerażenie. Początkowo myślała, że on żartuje. A potem była przerażona.
Max był ciekaw, czy ten
film spodobałby się Liz. Chętnie by go oglądał, mając ją przy sobie. Uspokój
się, pomyślał. Wszystko oglądałbyś z przyjemnością, gdyby Liz mogła być blisko.
Wziął garść popcornu.
Postanowił sprawdzić, jak długo może wytrzymać, żeby nie myśleć o Liz. Gdyby
codziennie dodawał kilka sekund, może kiedyś odzyskałby zdrowe zmysły. Spojrzał
na zegarek. Okay, zaczynamy.
Skierował uwagę na film.
Jakiś facet tłumaczył Nicolasowi Cage'owi, że mógłby być z Meg Ryan, gdyby
zrezygnował ze swojej anielskiej mocy.
Czy zrobiłbym to samo
dla Liz? - pomyślał Max. Czy zrezygnowałbym z mocy, to znaczy, czy mógłbym
sobie odmówić nadziei zobaczenia kiedykolwiek mojej rodzinnej planety? Czy
mógłbym...
Spojrzał na zegarek.
Trzy sekundy. Tylko przez trzy sekundy nie myślał o Liz.
Westchnął. Może
następnym razem wytrzymam cztery, pomyślał.
Usłyszał ryk silnika;
pod dom podjeżdżał motocykl. Zerwał się i podbiegł do okna.
Tylko po to, żeby
zobaczyć, jak Isabel biegnie przez trawnik i wskakuje na siodełko za Nikolasem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz