***12***
Isabel włożyła na rękę
plecioną bransoletkę.
- Jak ci się podoba? -
spytała Nikolasa.
- W porządku. Skończyłaś
już?
Było oczywiste, że
robienie zakupów nie sprawia mu najmniejszej przyjemności, chociaż mieli całe centrum
handlowe dla siebie. Isabel uwielbiała to. Bez względu na to, jak się czuła,
zakupy zawsze poprawiały jej nastrój. A teraz, kiedy mogła chodzić od sklepu do
sklepu i brać wszystko, na co miała ochotę, czuła, że cały świat należy do
niej.
Właściwie to niczego
sobie nie brała. Raczej pożyczała. Miała zamiar zostawić wszystko, kiedy się
tym nacieszy.
Zaczęła uważnie oglądać
bransoletkę.
- Trochę nijaka -
powiedziała. - Wygląda jak prezent urodzinowy od bogatej cioci z przedmieścia.
Zdjęła bransoletkę i
rzuciła ją na ladę. Ciekawa była, gdzie trzymają te naprawdę wartościowe
rzeczy. Ach, tak. Pod kasą był sejf.
- Nikolas, otwórz,
proszę.
Chłopak wydał pomruk
niezadowolenia, ale użył mocy, by otworzyć sejf.
- Mogłabyś sama to
zrobić, gdyby ci się chciało trochę popracować - powiedział.
Isabel włożyła rękę do
sejfu i wyciągnęła trzy aksamitne woreczki. Otworzyła jeden z nich.
- To jest bardziej
odpowiednie - rzekła.
Włożyła na szyję
naszyjnik z pereł, zakończony rubinem w kształcie serca. Rubin sięgał jej
prawie do piersi. To wyglądałoby wspaniale przy głęboko wyciętej sukni, takiej,
jakie noszą aktorki podczas gali z okazji rozdania Oscarów. Będzie musiała się
postarać o taką suknię.
- Jeszcze minuta i
wychodzę - ostrzegł ją Nikolas. Zerknęła na niego. Nie, nie mówił poważnie.
Nigdzie nie pójdzie.
Otworzyła następny
woreczek i westchnęła uszczęśliwiona. Zawsze marzyła o tym, by mieć coś
takiego. Ostrożnie włożyła na głowę diadem ze srebrnych listków, wysadzanych
brylancikami.
- Został już tylko jeden
- uspokajała Nikolasa. Szybko otworzyła ostatni woreczek. Był tam pierścionek z
największym brylantem, jaki w życiu widziała. Na kamieniu wyryte było duże
„R". - Zbyt krzykliwy - oceniła. - Wygląda jak ta tandeta z automatu z
gumą do żucia.
- Możemy już iść? -
spytał Nikolas.
- Tak, możemy. -
Wrzuciła pierścionek do aksamitnego woreczka, a woreczek do sejfu.
- Chodźmy do kafejek -
powiedział Nikolas.
- Okay, jedzenie jest na
górze. - Wzięła chłopca za rękę i poszli w kierunku ruchomych schodów. Isabel
przeglądała się w szybach wystawowych. Mmm. Absolutnie powinna nosić biżuterię.
Nie musiałaby się nawet długo do tego przyzwyczajać.
Stukot ich kroków na
metalowych schodach przyprawiał ją o lekki dreszcz. Nie mogła się jeszcze
oswoić z ciszą panującą w centrum handlowym. Zawsze kiedy tu była, przewalały
się tłumy ludzi -robiących zakupy, oglądających wystawy, jedzących,
rozmawiających, flirtujących.
- Jesteś pewien, że ten
ochroniarz nie obudzi się za szybko? - spytała.
- Czy słowo
„unieszkodliwiony" cokolwiek ci mówi? Isabel znała ten ton jego głosu.
Oznaczał, że za chwilę
Nikolas będzie już
porządnie wkurzony. Musiała jednak zadać mu jeszcze jedno pytanie.
- Ale jemu nic się nie
stało, prawda? To znaczy obudzi się po pewnym czasie? Max mówił, że Liz
potrzebowałaby operacji, gdyby go tam nie było. - Isabel nienawidziła tej
zaprawionej wahaniem nuty, którą słyszała we własnym głosie. Czasami, kiedy
była z Nikolasem, nie czuła się całkowicie sobą. Była zbyt przejęta tym, co on
o niej pomyśli, czy ją lubi, czy będzie z nią chodził. A zawsze wyśmiewała się
z dziewczyn, które mają takie bzdurne problemy.
- Mówię ci to już
ostatni raz - oświadczył Nikolas ostrym tonem. - Ścisnąłem Liz trochę mocniej,
niż zamierzałem, bo byłem wściekły na Maxa. A teraz skończ z tym, okay?
To nie było pytanie.
Isabel wiedziała, że jeśli nie posłucha, Nikolas natychmiast ją tu zostawi.
- Możemy wejść do
drugstore'u? - spytała.
Nie myślała już o tym,
że Nikolas nie powiedział jej, czy ochroniarz wyjdzie z tego cało.
- Dobrze. - Nie wydawał
się z tego zadowolony, ale otworzył zamek wielkich szklanych drzwi i wprowadził
ją do środka, po czym znowu użył swojej mocy, by zniszczyć obiektywy kamer
monitorujących sklep. Isabel pociągnęła go na tyły drugstore'u. Stał tam stary
automat fotograficzny. Isabel usiadła na stołeczku i przyciągnęła Nikolasa do
siebie.
- Będziesz mi się
musiała za to wszystko odwdzięczyć -powiedział.
- Masz dwudziestopięciocentówki?
- spytała.
- Nie potrzebuję ich -
prychnął. - Uśmiechnij się i miejmy to z głowy.
- Zaczekaj! - zawołała
Isabel. - Zaraz wracam. Wybiegła z kabiny, kierując się do działu papierniczego.
Złapała blok rysunkowy,
kredki i szybko wróciła. Usiadła na kolanach Nikolasa i zasunęła zasłonę.
- Może to nie był zły
pomysł - powiedział, przyciągając ją do siebie.
Isabel otworzyła blok
rysunkowy i wyjęła czerwoną kredkę z pudełka. Napisała „Cześć, Stacey"
wielkimi drukowanymi literami, dodając jeszcze kilka wykrzykników.
- Jestem gotowa -
zwróciła się do Nikolasa.
Chłopak uruchomił aparat
fotograficzny, a ona pochyliła się nad nim i zaczęła przeciągać językiem po
jego policzku, tak by Stacey miała o czym myśleć, kiedy zobaczy to zdjęcie.
Poza tym sprawiało jej to przyjemność. •
Nikolas wziął od niej
blok, wyrwał kartkę i napisał „Cześć, Alex". Potem zaczął ją całować
namiętnie. Aparat fotograficzny nieprzerwanie błyskał.
Chłopak nie przestał jej
całować nawet wtedy, kiedy aparat się wyłączył. Przeczesywał palcami jej włosy
- bardzo delikatnie. Isabel wtulała się w niego, wreszcie usiadła mu okrakiem
na udach i mocno objęła. Nigdy nie miała go dosyć, nigdy nie mogła znaleźć się
zbyt blisko.
Jęknęła cicho, kiedy
odsunął się od niej, przerywając pocałunek. Przyciągnęła go z powrotem do
siebie.
- Ciii. Ktoś tam chodzi
- szepnął, odsuwając lekko zasłonę. - Tak. Spójrz w lusterko w rogu kabiny.
Isabel przechyliła się
do tyłu i spojrzała w lusterko. Ochroniarz w mundurze szedł wolnym krokiem
wzdłuż stoisk z szamponami, w kierunku automatu fotograficznego.
- Załatwisz go? -
szepnęła Isabel.
- Nie. Ty to zrobisz -
odpowiedział.
- Nie mogę. -
Potrząsnęła głową. - Nie wiem jak.
- Możesz.
Nikolas nie uśmiechał
się, ale na pewno żartował. Albo chciał ją wypróbować. Kiedy ochroniarz
podejdzie bliżej, chłopak znokautuje go. Będzie musiał to zrobić.
- Znajdź jakieś naczynie
krwionośne w jego mózgu i ściśnij je - powiedział Nikolas.
Isabel znowu spojrzała w
lusterko. Ochroniarz przechodził teraz wzdłuż stoisk z pończochami i
skarpetami. Oddalał się od nich.
- Hej! - krzyknął
Nikolas. - Tu jesteśmy!
- Po coś to zrobił? -
rzuciła Isabel.
- Ty go załatwisz albo
zostaniemy złapani - powiedział Nikolas.
Isabel przyjrzała mu
się. Jego brązowozłote oczy miały chłodny wyraz. Mówił poważnie.
Przed oczami dziewczyny
stanął szeryf Valenti. Jeśli zostanie złapana, przekażą ją w jego ręce.
Wiedziała, że on odkryje prawdę o niej. Przypomniała się jej sekcja zwłok kosmity.
Zasłona kabiny
fotograficznej rozsunęła się nagle. Isabel nie myślała teraz o niczym. Rzuciła
się na ochroniarza, przewracając go na ziemię. Kucnęła przy nim i przyłożyła mu
palce do czoła.
Łączność. Nie mogła
nawiązać łączności. Była zbyt wystraszona. Panikowała.
Poczuła dotyk palców
Nikolasa na karku i natychmiast nawiązała łączność. Skoncentrowała się na mózgu
ochroniarza. Wybrała naczynie krwionośne, które wyglądało na niezbyt duże, i
ścisnęła je siłą swojego umysłu.
Ból i przerażenie mężczyzny
uderzyły w nią z całą siłą. Robię mu krzywdę, pomyślała. On to czuje. Wie, co
się dzieje. To nią wstrząsnęło, ale nie przerwała łączności, dopóki ochroniarz
nie zamknął oczu.
- Dobrze. Dobrze to
zrobiłaś - pochwalił ją Nikolas.
Dotknął głowy mężczyzny,
potem postawił Isabel na nogi. Nie mogła oderwać oczu od strażnika. Był bardzo
blady, ale oddychał.
- Przepraszam, że cię w
to wrobiłem - powiedział Nikolas. -Ale chciałem, żebyś wiedziała, jak to jest.
Max byłby przerażony
tym, co zrobiłam, pomyślała Isabel. Wyznawał zasadę, że nie wolno używać mocy
do robienia komuś krzywdy. Nigdy. .
Przesunęła dłońmi po
twarzy. Miała mokre palce. Czyżby płakała? Szybko wytarła twarz. Miała
nadzieję, że Nikolas niczego nie zauważył.
To nieważne, co by
pomyślał Max, tłumaczyła sobie Isabel. Ona sama podejmowała decyzje. Żyła
własnym życiem. Nie była marionetką brata.
Ochroniarzowi nic się
nie stało. Drzemie sobie tylko, pomyślała. Całkiem niezły sposób spędzania
nocnego dyżuru. Poprawiła sobie diadem na włosach.
- Niezła zabawa, prawda?
- spytał Nikolas.
Gdyby zaprzeczyła,
pomyślałby, że ona jest całkiem do niczego.
- Tak. - Isabel
uśmiechnęła się.
***
- Czy ktoś ma pomysł, od
czego zaczynamy? - spytał Max, skręcając w ulicę Główną.
- Teraz już prawie
wszystko jest zamknięte - odezwał się Alex. - Może powinniśmy pojechać do
jaskini.
A jeśli oni tam są, to
co ja będę mógł zrobić? - pomyślał. Żebym nie wiem co mówił, Isabel nie zwróci
na to uwagi. To jest już oczywiste. A Nikolas... jestem pewien, że chętnie mnie
znowu zmiażdży czy jak to nazywa.
- Nie wydaje mi się,
żeby zamknięcie stanowiło przeszkodę dla Nikolasa i Isabel - powiedział
Michael.
- Tak - przyznała Liz. -
Poza tym oni lubią poszaleć. Pewnie nie pojechali wprost do jaskini.
Chyba że chcieli wrócić
do swojego zacisznego kącika w śpiworze, pomyślał Alex.
- Pojedźmy najpierw do
szkoły - zaproponowała Maria.
- Rzeczywiście. Kiedy
słyszę słowo „poszaleć", zaraz myślę o szkole - mruknął Michael.
- Nie uważasz, że to
może być zabawne, włamać się do szkoły i zrobić z niej osobiste centrum
rozrywki? - broniła się Maria.
- Nie zaszkodzi
spróbować - powiedział Max. Skręcił w lewo i zaraz usłyszeli wycie syreny.
Alex obejrzał się przez
ramię i zobaczył migocące niebieskie światło samochodu szeryfa Valentiego. A
już myślał, że nie może być gorzej.
Max zatrzymał się przy
krawężniku. Usłyszeli cichy trzask zamykanych drzwi. Valenti już do nich
podchodził. Stukot jego butów przyprawiał Alexa o ból zębów. Czy szeryf
pamiętał, że nie kto inny, jak Alex poinformował go, że poszukiwany przez niego
kosmita wyjechał z miasta zieloną furgonetką? Czy nie uzna za podejrzane tego,
że Alex jest tu razem z Liz, którą Valenti posądza o to, że wie o kosmitach w
Roswell więcej, niż chce powiedzieć?
Ale teraz już za późno
się tym martwić, pomyślał. Starał się zachować obojętny wyraz twarzy, kiedy
szeryf podszedł do Maxa i poprosił go o prawo jazdy i dowód rejestracyjny.
Max podał mu dokumenty.
Valenti przyjrzał się im i zwrócił. Przypatrywał się kolejno wszystkim
pasażerom jeepa. Alex nie był pewien, czy szeryf go rozpoznał. Miał wciąż ten
sam niewzruszony wyraz twarzy, ale on nigdy nie ujawniał uczuć -mógł wszystko
doskonale pamiętać.
- Panno Ortecho. -
Valenti przesunął się trochę, żeby stanąć przy Liz - Już dawno... miałem ochotę
poznać pani przyjaciół.
- Pracujemy razem nad
projektem z astronomii, dla szkoły -powiedziała dziewczyna.
- Jedziemy właśnie na
pustynię, by obserwować gwiazdy -dodał szybko Max. - W mieście jest za dużo
świateł.
Max i Liz byli zawsze
idealnie zgrani. To idiotyczne, że nie byli razem. Kompletne kretyństwo. Alex
rozumiał Maxa, który chciał chronić Liz, ale przecież wszyscy razem daliby
sobie jakoś radę z Valentim, gdyby zaszła taka potrzeba. Max powinien już dać
sobie spokój z przeświadczeniem, że sam musi myśleć o wszystkich.
- Jedziecie w złym
kierunku - rzekł szeryf.
Miał rację. W kierunku
pustyni jechało się na północ albo na południe. A oni zmierzali na wschód.
- Jedziemy teraz do
mojego domu - powiedział Alex. -Zapomniałem zabrać papier milimetrowy.
- Papier milimetrowy -
powtórzył Valenti. Alex, czując, że Maria drży, objął ją.
- Na papierze
milimetrowym łatwiej jest nanosić położenie gwiazd - powiedział.
- Kiedy tak sobie
jeździcie po mieście, nie zauważyliście niczego nadzwyczajnego? - spytał
szeryf.
- Nie. Wszędzie było
bardzo spokojnie - odpowiedział Max. Nagle odezwał się pager i Valenti
sprawdził numer.
- Możecie jechać -
powiedział i odszedł do swojego samochodu.
- On też szuka Nikolasa
i Isabel - rzekła Liz, kiedy szeryf był już wystarczająco daleko.
- Tak, ale przynajmniej
nie wie, że szuka właśnie ich -odezwał się Michael. - I nie będzie wiedział,
jeśli my znajdziemy ich pierwsi.
- Nie wiemy przecież,
gdzie oni mogą być - zaprotestowała Maria.
Alex popatrzył na
mijający ich pędem samochód policyjny.
- Czuję, że Valenti już
wie. Jedźmy za nim.
Max i Michael widzieli w
nocy lepiej niż za dnia, więc łatwo im było śledzić samochód szeryfa z takiej
odległości, by nie być przez niego zauważonym. Kiedy Valenti wjeżdżał na parking
centrum handlowego, Max zajechał od tyłu i zaparkował na ulicy. Wysiedli z
jeepa i pobiegli w stronę wejścia.
- Powinniśmy byli
pomyśleć o centrum - powiedziała Maria. - Nie mogliby znaleźć lepszego miejsca
do zabawy.
- Zamknięte - oświadczył
Michael, mocując się z drzwiami awaryjnego wyjścia.
- Popchnęliśmy
furgonetkę, używając mocy, więc chyba możemy wypchnąć drzwi - rzekł Max.
Michael wzruszył
ramionami.
- Jeśli Nikolas to robi,
to my też możemy. Musimy się tylko zastanowić jak. - Zaczął wpatrywać się w
drzwi.
Max robił to samo.
Wyglądali, jakby byli w transie. Zaskrzypiały zawiasy i po chwili drzwi runęły
na ziemię. Mam nadzieję, że nie usłyszał tego Valenti, pomyślał Alex.
- Chyba możemy założyć,
że Nikolas już się zajął ochroną -szepnęła Liz, kiedy wchodzili do środka.
- Tak. Przez cały
wieczór czułem powiew mocy. Rozdzielmy się, wtedy szybciej ich znajdziemy -
zarządził Max. - Ja pójdę z jedną grupą, a Michael z drugą. Nie chcę nikogo
zostawić bez możliwości skorzystania z mocy, gdyby zaszła taka potrzeba.
- Okay, ja pójdę na górę
z Alexem i z Marią, a ty zostań na dole z Liz - zgodził się Michael.
Odszedł bez słowa, a
Maria i Alex poszli za nim.
Weszli na ruchome schody
i ruszyli wzdłuż pasażu. Alex ostrożnie stawiał stopy. Gdzieś tam był Valenti;
mógł ich usłyszeć.
Michael wskazał gestem
barki i kawiarnie. Było oczywiste, że Nikolas i Isabel już z nich korzystali.
Połowa była oświetlona, a zapach jedzenia zbyt silny, by mógł przetrwać od
godzin, kiedy centrum było jeszcze otwarte.
- Tam - szepnęła Maria.
Weszła do drugstore'u.
Dodatkowe ochronne drzwi były podniesione do góry. Alex i Michael poszli za
nią.
Rozdzielili się; każde
poszło inną alejką pomiędzy stoiskami. Nie ma ich tu, pomyślał Alex. Jest zbyt
cicho. Chyba że już wiedzą, że w centrum jest Valenti, i ukrywają się.
Zauważył parę butów na
końcu alejki. Nie, nie butów. Stóp. Pobiegł naprzód i zobaczył ochroniarza,
leżącego na podłodze.
Po chwili Michael i
Maria doszli do końca swoich alejek. Michael podbiegł do nieprzytomnego mężczyzny
i położył mu dłoń na czole.
- Och, nie, nie -
szeptała Maria.
- Nic mu nie będzie -
uspokoił ją Michael. - Zostawię go, żeby się sam obudził, bo teraz musielibyśmy
go chyba związać.
Maria zachwiała się na
nogach.
- Chodź. Usiądź na
chwilę - poradził jej Alex. Poprowadził ją do kabiny fotograficznej i posadził
na stołeczku. Jeszcze by tego brakowało, żeby Maria zemdlała.
Odsunął się trochę i
wpadł na automat. Zwieszał się z niego zwitek zdjęć. Ktoś zapomniał swoich
fotografii. Alex wziął je do ręki i zobaczył Nikolasa i Isabel. Nikolasa i
Isabel, którzy dosłownie pożerali się nawzajem.
Poczuł nagle, że on też
powinien usiąść. Spojrzał znowu na fotografie i zauważył że na niektórych
Nikolas trzyma jakiś papier w ręku.
Z napisem „Cześć,
Alex".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz