piątek, 28 czerwca 2013

Rozdział dziesiąty

***10***
- A teraz już cię wyrzucę, okay? Zapomniałem, że mam jeszcze coś do zrobienia - powiedział Michael, prawie wypychając Marię za drzwi. - Dziękuję ci za pomoc w pakowaniu i w ogóle.
- Okay, cześć.
Zamknął za nią drzwi i zaraz podszedł do telefonu. Zadzwoni do Maxa i razem poszukają Nikolasa. Natychmiast. Nie daruje temu typowi tego, co zrobił Liz. Nieważne, że nic się jej nie stało. Atak na członka rodziny Michaela nie mógł nikomu ujść na sucho.
Wystukał numer telefonu przyjaciela. Początkowo nikt nie odbierał, potem włączyła się automatyczna sekretarka. Michael trzasnął słuchawką. Nie mógł czekać, aż Max wróci do domu. Po chwili wahania zadzwonił do Alexa.
Ten odezwał się już po drugim dzwonku. Michael szybko zapoznał go z sytuacją.
- Zaraz po ciebie przyjadę - powiedział Alex i rozłączył się, zanim jego rozmówca zdążył jeszcze coś powiedzieć.
Michael złapał kurtkę i stanął przy dużym oknie z widokiem na ulicę. Państwa Hughesów nie było w domu, nie musiał więc tłumaczyć się, dokąd idzie.
Jego przybrani rodzice spędzali dużo czasu poza domem -przynajmniej od momentu, kiedy pan Cuddihy poinformował Michaela, że musi się przenieść do innej rodziny zastępczej. Jednego wieczoru szli do kina, następnego na kolację do przyjaciół. Chłopak wiedział jednak, że tylko szukają pretekstu, żeby od niego uciec. Widział wyraźnie, że pani Hughes źle się teraz czuje w jego obecności. Robiła wrażenie zażenowanej, kiedy przypadkiem spotkała go w holu. Pan Hughes ignorował go. Ta sytuacja odpowiadała Michaelowi; to było o wiele lepsze od bezustannej walki z tym facetem.
Zobaczył, jak volkswagen Alexa wyjeżdża zza zakrętu, i wybiegł przed dom. Kiedy tylko znalazł się na zewnątrz, poczuł charakterystyczny zapach. Silny zapach ozonu - oznaka, że ktoś używał mocy. Po chwili poczuł ciarki na całym ciele; zauważył, że ma gęsią skórkę.
Niedobrze, pomyślał, podchodząc do samochodu Alexa. Bardzo niedobrze. Wsiadł do volkswagena i zamknął drzwi. Alex ruszył, nie czekając nawet, aż Michael zapnie pasy.
- Chyba wiesz, co to są te znaki, na których są takie małe cyferki? One mówią ci, jak szybko możesz jechać - odezwał się Michael.
To był marny dowcip. Powiedział to chyba tylko dlatego, że widział, iż Alex ma taką minę, jakby za chwilę miał eksplodować.
Ten nawet się nie uśmiechnął.
- Od czego zaczynamy? - spytał.
- Dobre pytanie - powiedział Michael. - Nawet nie wiem, gdzie on mieszka. Sprawdźmy najpierw wszystkie znane miejsca.
Roswell nie było dużym miastem; nie było tu wielu miejsc, gdzie można by pójść w sobotni wieczór.
- Nawet Nikolas i Isabel nie byliby aż tak głupi, żeby wracać do kręgielni - powiedział Alex. - Zajrzyjmy do dyskoteki UFO.
- Dobry pomysł. Isabel uwielbia tańczyć - zgodził się Michael.
Alex zacisnął dłonie na kierownicy. Dobra robota, pomyślał Michael. Dosypałem mu tylko soli do rany.
- Nie myślę jednak, żeby byli razem - dodał.
Alex rzucił mu takie spojrzenie, jakby chciał powiedzieć: „Daj sobie spokój".
Michael doszedł do wniosku, że najlepiej będzie w ogóle się nie odzywać. Wyglądał przez okno. Patrzył na eleganckie domy południowej dzielnicy miasta.
Alex skręcił w Ulicę Główną. Michael zaczął wypatrywać motoru Nikolasa na parkingach. Kątem oka zauważył jakieś migające światła.
- Skręć tu - rzucił.
Alex z piskiem opon pokonał ostry zakręt i wjechali na Mescalero.
- Chcę zobaczyć, co się dzieje koło 7-Eleven - mruknął Michael.
Przed stacją benzynową stał policyjny wóz szeryfa Valentiego i karetka pogotowia. Alex zaparkował po przeciwnej stronie ulicy.
- Wiesz, co się tu dzieje? - spytał małego chłopaka na deskorolce.
- Ktoś zrobił niezłą demolkę w sklepie przy stacji - wyjaśnił dzieciak. - Chyba byli naćpani i strasznie głodni. Porozrywali wszystkie torebki z jedzeniem. Szkoda, że mnie nie zaprosili.
- A kasjer? - spytał Michael.
- Wyliczony. Na deskach - oznajmił chłopak. - Nie wiem, czym go walnęli, ale to musiało być coś ciężkiego.
Alex szybko ruszył z miejsca.
- Nie możemy tu zostać - rzekł. - Za chwilę Valenti zacznie wszystkich wypytywać, co widzieli.
- Jeśli to nie Nikolas i Isabel... - zaczął Michael.
- Jeśli? - spytał Alex.
- Masz rację. Nie sądzę, żeby zostali w mieście po takiej gigantycznej rozróbie. Sprawdźmy jaskinię.
Alex skinął głową i szybko wyjechał z miasta. Na autostradzie przycisnął gaz do dechy i pędził przez pustynię. W ogóle się nie odzywał, a Michael czuł się coraz bardziej nieswojo. Zwykle Alexowi nie zamykały się usta. Michaelowi wydawało się, że siedzi w samochodzie z jego sklonowanym mutantem. Włączył radio, żeby przerwać tę upiorną ciszę.
- Jaskinia jest już niedaleko. Trzeba skręcić w lewo. Myślisz, że twój samochód da radę? - spytał.
Alex nie zwolnił, nawet kiedy skręcał na pustynię.
- Grunt jest twardy. Będzie okay. Nie chcę tracić czasu -powiedział.
Michael usłyszał chrzęst, kiedy opony rozgniatały krzak algarroby. Alex nie odbił nawet kierownicą, aby na niego nie najechać. Miał do wykonania zadanie bojowe. Pochodził z rodziny o długiej wojskowej tradycji. Michaelowi zawsze było trudno w to uwierzyć. Teraz już wierzył.
- Widzę motocykl Nikolasa - rzekł. - Zaparkuj tu. Chcę ich zaskoczyć.
Alex zatrzymał się. Cicho wysiedli z samochodu. Kiedy doszli do szczeliny, która prowadziła do jaskini, Michael wślizgnął się do niej pierwszy, a Alex zaraz po nim.
Isabel wyczołgała się z leżącego w rogu śpiwora. Zaczęła szybko zapinać górne guziki bluzki. Nikolas wstawał o wiele wolniej. Jakby chciał się upewnić, że Alex nie będzie miał wątpliwości, w czym im przeszkodził, pomyślał Michael.
Michael i Alex, ramię w ramię, podeszli do Nikolasa i stanęli przed nim. Patrzył na nich z prowokacyjnym uśmiechem na ustach.
- Nie możemy zaakceptować tego, co zrobiłeś Liz - oświadczył Michael.
- Mówiłam wam... - zaczęła Isabel.
- Nie z tobą rozmawiam - przerwał jej Michael, podchodząc bliżej do Nikolasa.
- Masz się trzymać od nas z daleka - powiedział. - Od nas wszystkich. Jeśli się do tego nie zastosujesz, wyciągniemy odpowiednie konsekwencje.
- Chcę, żebyście stąd wyszli. Obydwaj! - zawołała Isabel. Złapała Michaela z tyłu za kurtkę, starając się go odciągnąć od Nikolasa, ale uwolnił się szybko.
- To znaczy, że powinienem się was bać? - spytał Nikolas.
- Tak - odparł Alex. - Chętnie ci to udowodnię. Michael spojrzał na niego. W aurze Alexa pojawiły się stalowe pasma, poprzetykane intensywną czerwienią. Zero strachu. Był gotów rzucić się na Nikolasa.
- Jeśli chcesz zrobić na mnie wrażenie, Alex, to nic z tego -poinformowała go Isabel.
- Rewelacyjna wiadomość. Nie zawsze chodzi o ciebie, Isabel - odrzekł chłopak. - Chodzi o Liz. Nie pozwolę nikomu krzywdzić moich przyjaciół.
- Jesteś tak bardzo zajęty ochroną swoich przyjaciół, a kto będzie chronił ciebie? - spytał Nikolas cichym głosem, po czym szybkim ruchem dotknął jego czoła.
Oczy Alexa uciekły w tył głowy. Runął na ziemię.
Isabel gwałtownie złapała oddech, podbiegła i uklękła przy nim.
- I na tym koniec - powiedział Michael i rzucił Nikolasa na ścianę jaskini. - Ostatni raz...
Znalazł się nagle w powietrzu, przeleciał przez jaskinię i z całą siłą uderzył o przeciwległą ścianę. Przygryzł sobie język, poczuł smak krwi w ustach.
Co to było, pomyślał. Co on mi zrobił?
Nikolas podszedł do niego z uśmiechem zadowolenia na twarzy.
- Jesteś niewiele silniejszy od ziemskich istot, bo jesteś ostrożny i nie wykorzystujesz mocy.
Michael chciał się na niego rzucić, ale nie potrafił oderwać się od ściany jaskini. Nie był w stanie się ruszyć.
- Pewnie czujesz się jak mucha złapana na lep. - Nikolas roześmiał się. Zbliżył się do Michaela i lekko dotknął jego czoła.
Ten czuł, że robi mu się słabo.
- Nie będę się spieszył - oświadczył Nikolas. - To mnie bawi.
Gdzie jest Isabel? Czy ma zamiar bezczynnie się temu przyglądać? Michael zerknął w jej stronę. Uzdrawiała Alexa, pogrążona w nawiązanej z nim łączności.
Michael napiął mięśnie, starając się oderwać od ściany.
Uświadomił sobie nagle, że źle się do tego zabiera. Myślał zbyt wolno, jakby mózg odmawiał mu posłuszeństwa. Nikolas używa mocy, aby zatrzymać mnie w miejscu, więc ja muszę użyć swojej, by się uwolnić.
Zaniknął oczy. Powinien się skupiać na wewnętrznej mocy, a nie na tym, co się działo na zewnątrz. Smak krwi w ustach, ból głowy, wściekłość na Nikolasa - to wszystko nie było teraz ważne. Musiał to wyciszyć.
Tak. Teraz mógł skoncentrować się na polu sił. Czuł je wyraźnie. Było śliskie i bardzo cienkie.
Ukierunkował swoją moc i wybił dziurę w polu sił. Uwolnił jedną rękę.
Michael otworzył oczy i dotknął palcami klatki piersiowej Nikolasa. Nawiąż łączność, nakazał sobie. I już. Łączność została momentalnie nawiązana. Może dlatego, że Nikolas był również kosmitą.
Michael skoncentrował się na lewym płacie płucnym przeciwnika. Zgniatał poszczególne komórki.
Nikolas z trudem łapał oddech. Michael nadal niszczył komórki. Jeśli będzie musiał, uszkodzi całe płuco.
Nikolas nadal trzymał palce na czole Michaela. W głowie zaczęło mu łomotać, przed oczami latały czerwone płatki.
Michael z trudem koncentrował się na tkance płucnej przeciwnika. Zgniataj komórki, myślał. Musisz je zgnieść. Zaćmiło mu się w oczach. Ręka zaczęła się ześlizgiwać z koszuli Nikolasa. Wbił w nią palce, żeby zachować łączność. Uśmiechnął się, słysząc świszczący oddech przeciwnika, któremu uszkodzony płat płucny odmawiał posłuszeństwa.
Zebrał całą energię i wybił drugą dziurę w polu sił. Uwolnił głowę. Potrząsał nią na wszystkie strony, by strącić palce Nikolasa z czoła. Nadaremnie.
Michaelowi zrobiło się ciemno przed oczami. Za chwilę straci przytomność. Nikolas zwycięży.
- Przestańcie! - wrzasnęła Isabel.
Jej głos dochodził Michaela z bardzo daleka. Spoza łączności.
Nagle zobaczył przed sobą jej twarz. Odepchnęła Nikolasa do tyłu, poza zasięg palców Michaela. Ręka Nikolasa ześlizgnęła się z jego czoła.
Łączność została przerwana.
Zniknęło pole sił i Michael upadł na ziemię. Nie usiłował wstać. Całą moc uzdrawiania skierował na siebie. Rozpuszczał dwa skrzepy krwi, które Nikolas zrobił mu w mózgu. Naprawiał poszarpane naczynia krwionośne.
- Okay, to jest remis - powiedziała Isabel ostrym tonem. -Mam nadzieję, że już wiecie, że jeden nie może zabić drugiego, samemu też nie padając trupem.
Michael chwycił Alexa za ramię i pomógł mu wstać.
- Chodź, Isabel - powiedział. Nie ruszyła się z miejsca.
- Powiedziałem, chodź - rzucił.
- Nie możesz mi mówić, co mam robić - szepnęła Isabel.
- Co, u diabła, się z tobą dzieje?! - wybuchnął Michael. -Ten palant chciał mnie zabić! Zrobił krzywdę Alexowi! Nie zostawię cię z nim samej. Chodź, jedziemy do domu.
- Nie - oświadczyła Isabel, a jej oczy rzucały błyskawice. Michael odwrócił się bez słowa i zostawił ją w jaskini.
***
W niedzielę rano Isabel przeglądała się w lustrze. Tak długo się w nie wpatrywała, że nie widziała już wyraźnie swojej twarzy, tylko mozaikę kształtów i kolorów.
- Jedziemy na kilka godzin do biura, kochanie. Wrócimy koło pierwszej! - zawołała pani Evans przez zamknięte drzwi sypialni córki.
- Okay - odpowiedziała Isabel. - Do widzenia.
Czar prysnął. Jej twarz przybrała znowu zwykły wygląd. Dziewczyna odeszła od lustra. Zaczęła się zastanawiać, czy Nikolas po nią przyjedzie. Nigdy niczego nie planował. Przyjeżdżał motocyklem, a ona wskakiwała na siodełko.
Kiedy się tylko pokaże, będzie musiała z nim poważnie porozmawiać. Zwykle kiedy zaczynała mówić o czymś, czego on nie chciał słuchać, całował ją. Gdy wracała z powrotem na ziemię, nie pamiętała już, co chciała mu powiedzieć.
Ale teraz już na to nie pozwoli. Jeśli mają być razem, to on musi obiecać, że już nigdy nie użyje mocy przeciwko Alexowi, Maxowi, Michaelowi, Liz czy też Marii. Jeśli tego nie zrobi, Isabel odejdzie od niego. Bez względu na to, co czuje. Bez względu na to, jak dobrze jest być w jego ramionach.
Było też kilka rzeczy, które chciałaby powiedzieć innym. Oni też nie byli doskonali. Isabel ściągnęła włosy do tyłu i znowu przejrzała się w lustrze.
Dlaczego tak musiało być? Dlaczego tamci nie mogli zrozumieć, że pojawienie się Nikolasa jest wspaniałym wydarzeniem? Zawsze myśleli, że są sami. Tylko we troje. A teraz pojawił się ktoś inny, ktoś taki sam jak oni.
Michael i Max powinni się z tego cieszyć i zaakceptować go, włączyć do grupy. A Liz, Maria i Alex - nawet Alex - powinni być szczęśliwi, że Isabel znalazła kogoś bliskiego. Kogoś, kto ją rozumie. Kogoś, kto nauczył ją, jak pozbyć się strachu...
Te rozmyślania przerwał dzwonek do drzwi. Nikolas! Wybiegła z pokoju i szybko zbiegła po schodach. Na progu stał Alex.
Oczywiście, że to nie mógł być Nikolas. On nie był facetem, który używał dzwonka do drzwi.
Spojrzała na Alexa i przypomniało jej się to wszystko, co zobaczyła poprzedniego wieczoru, kiedy nawiązała z nim łączność, by go uleczyć. Umysł tego chłopaka był świątynią Isabel. Pamiętał o niej nawet te rzeczy, o których sama dawno już zapomniała.
Przekonała się wtedy, że Alex jest jej sprzymierzeńcem. Nie był szczęśliwy z powodu tej sytuacji z Nikolasem, ale zawsze stanąłby po jej stronie.
Nawet wtedy, kiedy pozwoliła, by jej chłopak go znokautował.
Szybko pozbyła się tej myśli. No dobrze, Nikolas był trochę dziki. Ale był dobry dla niej. I tylko to się liczy.
***
Alex przestępował z nogi na nogę. Czy ona wreszcie się odezwie?
- Przyszedłeś zobaczyć się ze mną czy z Maxem? - spytała cicho Isabel. - Wiem, że nie zawsze o mnie chodzi.
Czy to miały być przeprosiny? - pomyślał.
- Przyszedłem zobaczyć się z tobą - powiedział. Isabel cofnęła się i szerzej otworzyła drzwi.
- Chcesz tosta albo coś innego?
- Masz zamiar dla mnie gotować? To wzruszające - przyznał. Chyba jest jej przykro, pomyślał.
- Chodź. - Isabel poprowadziła go do kuchni. - Moi rodzice i Max już jedli, ale myślę, że zostawili kilka drożdżówek. -Wzięła talerz pełen okruchów. - A może i nie.
- Nie jestem głodny - rzekł Alex. Wszystko się w nim skręcało. Nie miał ochoty na tę rozmowę. Ale uważał, że powinien ją przeprowadzić.
- Dobrze się czujesz? Jak twoja głowa? - spytała Isabel.
- W porządku. Dobrze wykonałaś swoje zadanie. - Usiadł na kuchennym krześle.
Isabel zajęła miejsce naprzeciwko niego. Nie obok, tylko naprzeciwko. Nie podniecaj się tymi niby-przeprosinami, pomyślał. Ona wcale nie ma zamiaru głaskać cię po tej rudej głowie.
- Hm... przyszedłem tu.... - nabrał powietrza w płuca -ponieważ martwię się o ciebie.
- Nie musisz... - zaprotestowała Isabel.
- Zaczekaj. Daj mi skończyć. Wiem, że nie cierpisz, kiedy ktoś cię poucza. Ale czasami, gdy ludzie mówią, co trzeba zrobić, to powinno się to zrobić, wiesz?
Dziewczyna wstała i zaczęła zbierać ze stołu brudne naczynia. Włożyła je do zlewu.
- Przyszedłeś, aby mi powiedzieć, żebym się trzymała z daleka od Nikolasa.
- Tak. Po to przyszedłem. Ponieważ nie myślisz logicznie - powiedział Alex. - Uważasz, że Valenti nie stanowi dla ciebie ani dla Nikolasa żadnego zagrożenia, bo macie moc, ale...
- Nie. Nie będziemy o tym rozmawiać. Tu przecież wcale nie o to chodzi. - Zebrała ze stołu sztućce.
- A więc o co chodzi?
- O to, że jesteś zazdrosny. O to, że widzisz, że coś się dzieje pomiędzy mną i Nikolasem, i to doprowadza cię do szaleństwa. - Odkręciła kran z gorącą wodą, która zaczęła rozpryskiwać się po naczyniach w zlewie.
- Masz rację - przyznał. Nie było sensu zaprzeczać. To było zbyt oczywiste. - Ale pomyśl o swoim bracie. O Michaelu. O Liz i Marii. Oni nie mają powodu do zazdrości, a wszyscy uważają, że Nikolas stawia cię w niebezpiecznej sytuacji. I nie tylko ciebie, nas też.
Isabel chwyciła jakiś talerz i zaczęła go gwałtownie szorować.
- Chcę, żebyś sobie poszedł - powiedziała, nie odwracając się do niego.
- Dobrze. Ale musisz wiedzieć, że to koniec. Jeśli teraz pójdę, już mnie nie będzie. Nie przybiegnę z powrotem, kiedy zmienisz zdanie.
- Przeżyję to. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz