***10***
-
A teraz już cię wyrzucę, okay? Zapomniałem, że mam jeszcze coś do zrobienia -
powiedział Michael, prawie wypychając Marię za drzwi. - Dziękuję ci za pomoc w
pakowaniu i w ogóle.
- Okay, cześć.
Zamknął za nią drzwi i
zaraz podszedł do telefonu. Zadzwoni do Maxa i razem poszukają Nikolasa.
Natychmiast. Nie daruje temu typowi tego, co zrobił Liz. Nieważne, że nic się
jej nie stało. Atak na członka rodziny Michaela nie mógł nikomu ujść na sucho.
Wystukał numer telefonu
przyjaciela. Początkowo nikt nie odbierał, potem włączyła się automatyczna
sekretarka. Michael trzasnął słuchawką. Nie mógł czekać, aż Max wróci do domu.
Po chwili wahania zadzwonił do Alexa.
Ten odezwał się już po
drugim dzwonku. Michael szybko zapoznał go z sytuacją.
- Zaraz po ciebie
przyjadę - powiedział Alex i rozłączył się, zanim jego rozmówca zdążył jeszcze
coś powiedzieć.
Michael złapał kurtkę i
stanął przy dużym oknie z widokiem na ulicę. Państwa Hughesów nie było w domu,
nie musiał więc tłumaczyć się, dokąd idzie.
Jego przybrani rodzice
spędzali dużo czasu poza domem -przynajmniej od momentu, kiedy pan Cuddihy
poinformował Michaela, że musi się przenieść do innej rodziny zastępczej.
Jednego wieczoru szli do kina, następnego na kolację do przyjaciół. Chłopak
wiedział jednak, że tylko szukają pretekstu, żeby od niego uciec. Widział
wyraźnie, że pani Hughes źle się teraz czuje w jego obecności. Robiła wrażenie
zażenowanej, kiedy przypadkiem spotkała go w holu. Pan Hughes ignorował go. Ta
sytuacja odpowiadała Michaelowi; to było o wiele lepsze od bezustannej walki z
tym facetem.
Zobaczył, jak volkswagen
Alexa wyjeżdża zza zakrętu, i wybiegł przed dom. Kiedy tylko znalazł się na
zewnątrz, poczuł charakterystyczny zapach. Silny zapach ozonu - oznaka, że ktoś
używał mocy. Po chwili poczuł ciarki na całym ciele; zauważył, że ma gęsią
skórkę.
Niedobrze, pomyślał,
podchodząc do samochodu Alexa. Bardzo niedobrze. Wsiadł do volkswagena i
zamknął drzwi. Alex ruszył, nie czekając nawet, aż Michael zapnie pasy.
- Chyba wiesz, co to są
te znaki, na których są takie małe cyferki? One mówią ci, jak szybko możesz
jechać - odezwał się Michael.
To był marny dowcip.
Powiedział to chyba tylko dlatego, że widział, iż Alex ma taką minę, jakby za
chwilę miał eksplodować.
Ten nawet się nie
uśmiechnął.
- Od czego zaczynamy? -
spytał.
- Dobre pytanie -
powiedział Michael. - Nawet nie wiem, gdzie on mieszka. Sprawdźmy najpierw
wszystkie znane miejsca.
Roswell nie było dużym
miastem; nie było tu wielu miejsc, gdzie można by pójść w sobotni wieczór.
- Nawet Nikolas i Isabel
nie byliby aż tak głupi, żeby wracać do kręgielni - powiedział Alex. -
Zajrzyjmy do dyskoteki UFO.
- Dobry pomysł. Isabel
uwielbia tańczyć - zgodził się Michael.
Alex zacisnął dłonie na
kierownicy. Dobra robota, pomyślał Michael. Dosypałem mu tylko soli do rany.
- Nie myślę jednak, żeby
byli razem - dodał.
Alex rzucił mu takie
spojrzenie, jakby chciał powiedzieć: „Daj sobie spokój".
Michael doszedł do
wniosku, że najlepiej będzie w ogóle się nie odzywać. Wyglądał przez okno.
Patrzył na eleganckie domy południowej dzielnicy miasta.
Alex skręcił w Ulicę
Główną. Michael zaczął wypatrywać motoru Nikolasa na parkingach. Kątem oka zauważył
jakieś migające światła.
- Skręć tu - rzucił.
Alex z piskiem opon
pokonał ostry zakręt i wjechali na Mescalero.
- Chcę zobaczyć, co się
dzieje koło 7-Eleven - mruknął Michael.
Przed stacją benzynową
stał policyjny wóz szeryfa Valentiego i karetka pogotowia. Alex zaparkował po
przeciwnej stronie ulicy.
- Wiesz, co się tu
dzieje? - spytał małego chłopaka na deskorolce.
- Ktoś zrobił niezłą
demolkę w sklepie przy stacji - wyjaśnił dzieciak. - Chyba byli naćpani i
strasznie głodni. Porozrywali wszystkie torebki z jedzeniem. Szkoda, że mnie
nie zaprosili.
- A kasjer? - spytał
Michael.
- Wyliczony. Na deskach
- oznajmił chłopak. - Nie wiem, czym go walnęli, ale to musiało być coś
ciężkiego.
Alex szybko ruszył z
miejsca.
- Nie możemy tu zostać -
rzekł. - Za chwilę Valenti zacznie wszystkich wypytywać, co widzieli.
- Jeśli to nie Nikolas i
Isabel... - zaczął Michael.
- Jeśli? - spytał Alex.
- Masz rację. Nie sądzę,
żeby zostali w mieście po takiej gigantycznej rozróbie. Sprawdźmy jaskinię.
Alex skinął głową i
szybko wyjechał z miasta. Na autostradzie przycisnął gaz do dechy i pędził
przez pustynię. W ogóle się nie odzywał, a Michael czuł się coraz bardziej
nieswojo. Zwykle Alexowi nie zamykały się usta. Michaelowi wydawało się, że
siedzi w samochodzie z jego sklonowanym mutantem. Włączył radio, żeby przerwać
tę upiorną ciszę.
- Jaskinia jest już
niedaleko. Trzeba skręcić w lewo. Myślisz, że twój samochód da radę? - spytał.
Alex nie zwolnił, nawet
kiedy skręcał na pustynię.
- Grunt jest twardy.
Będzie okay. Nie chcę tracić czasu -powiedział.
Michael usłyszał
chrzęst, kiedy opony rozgniatały krzak algarroby. Alex nie odbił nawet
kierownicą, aby na niego nie najechać. Miał do wykonania zadanie bojowe.
Pochodził z rodziny o długiej wojskowej tradycji. Michaelowi zawsze było trudno
w to uwierzyć. Teraz już wierzył.
- Widzę motocykl
Nikolasa - rzekł. - Zaparkuj tu. Chcę ich zaskoczyć.
Alex zatrzymał się.
Cicho wysiedli z samochodu. Kiedy doszli do szczeliny, która prowadziła do
jaskini, Michael wślizgnął się do niej pierwszy, a Alex zaraz po nim.
Isabel wyczołgała się z
leżącego w rogu śpiwora. Zaczęła szybko zapinać górne guziki bluzki. Nikolas
wstawał o wiele wolniej. Jakby chciał się upewnić, że Alex nie będzie miał
wątpliwości, w czym im przeszkodził, pomyślał Michael.
Michael i Alex, ramię w
ramię, podeszli do Nikolasa i stanęli przed nim. Patrzył na nich z
prowokacyjnym uśmiechem na ustach.
- Nie możemy
zaakceptować tego, co zrobiłeś Liz - oświadczył Michael.
- Mówiłam wam... -
zaczęła Isabel.
- Nie z tobą rozmawiam -
przerwał jej Michael, podchodząc bliżej do Nikolasa.
- Masz się trzymać od
nas z daleka - powiedział. - Od nas wszystkich. Jeśli się do tego nie
zastosujesz, wyciągniemy odpowiednie konsekwencje.
- Chcę, żebyście stąd
wyszli. Obydwaj! - zawołała Isabel. Złapała Michaela z tyłu za kurtkę, starając
się go odciągnąć od Nikolasa, ale uwolnił się szybko.
- To znaczy, że
powinienem się was bać? - spytał Nikolas.
- Tak - odparł Alex. -
Chętnie ci to udowodnię. Michael spojrzał na niego. W aurze Alexa pojawiły się
stalowe pasma, poprzetykane intensywną czerwienią. Zero strachu. Był gotów
rzucić się na Nikolasa.
- Jeśli chcesz zrobić na
mnie wrażenie, Alex, to nic z tego -poinformowała go Isabel.
- Rewelacyjna wiadomość.
Nie zawsze chodzi o ciebie, Isabel - odrzekł chłopak. - Chodzi o Liz. Nie
pozwolę nikomu krzywdzić moich przyjaciół.
- Jesteś tak bardzo
zajęty ochroną swoich przyjaciół, a kto będzie chronił ciebie? - spytał Nikolas
cichym głosem, po czym szybkim ruchem dotknął jego czoła.
Oczy Alexa uciekły w tył
głowy. Runął na ziemię.
Isabel gwałtownie
złapała oddech, podbiegła i uklękła przy nim.
- I na tym koniec -
powiedział Michael i rzucił Nikolasa na ścianę jaskini. - Ostatni raz...
Znalazł się nagle w
powietrzu, przeleciał przez jaskinię i z całą siłą uderzył o przeciwległą
ścianę. Przygryzł sobie język, poczuł smak krwi w ustach.
Co to było, pomyślał. Co
on mi zrobił?
Nikolas podszedł do
niego z uśmiechem zadowolenia na twarzy.
- Jesteś niewiele silniejszy od ziemskich istot, bo jesteś
ostrożny i nie wykorzystujesz mocy.
Michael chciał się na niego rzucić, ale nie potrafił oderwać się
od ściany jaskini. Nie był w stanie się ruszyć.
- Pewnie czujesz się jak mucha złapana na lep. - Nikolas
roześmiał się. Zbliżył się do Michaela i lekko dotknął jego czoła.
Ten czuł, że robi mu się słabo.
- Nie będę się spieszył - oświadczył Nikolas. - To mnie bawi.
Gdzie jest Isabel? Czy ma zamiar bezczynnie się temu przyglądać?
Michael zerknął w jej stronę. Uzdrawiała Alexa, pogrążona w nawiązanej z nim
łączności.
Michael napiął mięśnie, starając się oderwać od ściany.
Uświadomił sobie nagle, że źle się do tego zabiera. Myślał zbyt
wolno, jakby mózg odmawiał mu posłuszeństwa. Nikolas używa mocy, aby zatrzymać
mnie w miejscu, więc ja muszę użyć swojej, by się uwolnić.
Zaniknął oczy. Powinien się skupiać na wewnętrznej mocy, a nie
na tym, co się działo na zewnątrz. Smak krwi w ustach, ból głowy, wściekłość na
Nikolasa - to wszystko nie było teraz ważne. Musiał to wyciszyć.
Tak. Teraz mógł skoncentrować się na polu sił. Czuł je wyraźnie.
Było śliskie i bardzo cienkie.
Ukierunkował swoją moc i wybił dziurę w polu sił. Uwolnił jedną
rękę.
Michael otworzył oczy i dotknął palcami klatki piersiowej
Nikolasa. Nawiąż łączność, nakazał sobie. I już. Łączność została momentalnie
nawiązana. Może dlatego, że Nikolas był również kosmitą.
Michael skoncentrował się na lewym płacie płucnym przeciwnika.
Zgniatał poszczególne komórki.
Nikolas z trudem łapał oddech. Michael nadal niszczył komórki.
Jeśli będzie musiał, uszkodzi całe płuco.
Nikolas nadal trzymał
palce na czole Michaela. W głowie zaczęło mu łomotać, przed oczami latały
czerwone płatki.
Michael z trudem
koncentrował się na tkance płucnej przeciwnika. Zgniataj komórki, myślał.
Musisz je zgnieść. Zaćmiło mu się w oczach. Ręka zaczęła się ześlizgiwać z
koszuli Nikolasa. Wbił w nią palce, żeby zachować łączność. Uśmiechnął się,
słysząc świszczący oddech przeciwnika, któremu uszkodzony płat płucny odmawiał
posłuszeństwa.
Zebrał całą energię i
wybił drugą dziurę w polu sił. Uwolnił głowę. Potrząsał nią na wszystkie
strony, by strącić palce Nikolasa z czoła. Nadaremnie.
Michaelowi zrobiło się
ciemno przed oczami. Za chwilę straci przytomność. Nikolas zwycięży.
- Przestańcie! -
wrzasnęła Isabel.
Jej głos dochodził
Michaela z bardzo daleka. Spoza łączności.
Nagle zobaczył przed
sobą jej twarz. Odepchnęła Nikolasa do tyłu, poza zasięg palców Michaela. Ręka
Nikolasa ześlizgnęła się z jego czoła.
Łączność została
przerwana.
Zniknęło pole sił i
Michael upadł na ziemię. Nie usiłował wstać. Całą moc uzdrawiania skierował na
siebie. Rozpuszczał dwa skrzepy krwi, które Nikolas zrobił mu w mózgu.
Naprawiał poszarpane naczynia krwionośne.
- Okay, to jest remis -
powiedziała Isabel ostrym tonem. -Mam nadzieję, że już wiecie, że jeden nie
może zabić drugiego, samemu też nie padając trupem.
Michael chwycił Alexa za
ramię i pomógł mu wstać.
- Chodź, Isabel -
powiedział. Nie ruszyła się z miejsca.
- Powiedziałem, chodź -
rzucił.
- Nie możesz mi mówić,
co mam robić - szepnęła Isabel.
- Co, u diabła, się z
tobą dzieje?! - wybuchnął Michael. -Ten palant chciał mnie zabić! Zrobił
krzywdę Alexowi! Nie zostawię cię z nim samej. Chodź, jedziemy do domu.
- Nie - oświadczyła
Isabel, a jej oczy rzucały błyskawice. Michael odwrócił się bez słowa i
zostawił ją w jaskini.
***
W niedzielę rano Isabel
przeglądała się w lustrze. Tak długo się w nie wpatrywała, że nie widziała już
wyraźnie swojej twarzy, tylko mozaikę kształtów i kolorów.
- Jedziemy na kilka
godzin do biura, kochanie. Wrócimy koło pierwszej! - zawołała pani Evans przez
zamknięte drzwi sypialni córki.
- Okay - odpowiedziała
Isabel. - Do widzenia.
Czar prysnął. Jej twarz
przybrała znowu zwykły wygląd. Dziewczyna odeszła od lustra. Zaczęła się zastanawiać,
czy Nikolas po nią przyjedzie. Nigdy niczego nie planował. Przyjeżdżał
motocyklem, a ona wskakiwała na siodełko.
Kiedy się tylko pokaże,
będzie musiała z nim poważnie porozmawiać. Zwykle kiedy zaczynała mówić o
czymś, czego on nie chciał słuchać, całował ją. Gdy wracała z powrotem na
ziemię, nie pamiętała już, co chciała mu powiedzieć.
Ale teraz już na to nie
pozwoli. Jeśli mają być razem, to on musi obiecać, że już nigdy nie użyje mocy
przeciwko Alexowi, Maxowi, Michaelowi, Liz czy też Marii. Jeśli tego nie zrobi,
Isabel odejdzie od niego. Bez względu na to, co czuje. Bez względu na to, jak
dobrze jest być w jego ramionach.
Było też kilka rzeczy,
które chciałaby powiedzieć innym. Oni też nie byli doskonali. Isabel ściągnęła
włosy do tyłu i znowu przejrzała się w lustrze.
Dlaczego tak musiało
być? Dlaczego tamci nie mogli zrozumieć, że pojawienie się Nikolasa jest
wspaniałym wydarzeniem? Zawsze myśleli, że są sami. Tylko we troje. A teraz
pojawił się ktoś inny, ktoś taki sam jak oni.
Michael i Max powinni
się z tego cieszyć i zaakceptować go, włączyć do grupy. A Liz, Maria i Alex -
nawet Alex - powinni być szczęśliwi, że Isabel znalazła kogoś bliskiego. Kogoś,
kto ją rozumie. Kogoś, kto nauczył ją, jak pozbyć się strachu...
Te rozmyślania przerwał
dzwonek do drzwi. Nikolas! Wybiegła z pokoju i szybko zbiegła po schodach. Na
progu stał Alex.
Oczywiście, że to nie
mógł być Nikolas. On nie był facetem, który używał dzwonka do drzwi.
Spojrzała na Alexa i
przypomniało jej się to wszystko, co zobaczyła poprzedniego wieczoru, kiedy
nawiązała z nim łączność, by go uleczyć. Umysł tego chłopaka był świątynią
Isabel. Pamiętał o niej nawet te rzeczy, o których sama dawno już zapomniała.
Przekonała się wtedy, że
Alex jest jej sprzymierzeńcem. Nie był szczęśliwy z powodu tej sytuacji z
Nikolasem, ale zawsze stanąłby po jej stronie.
Nawet wtedy, kiedy
pozwoliła, by jej chłopak go znokautował.
Szybko pozbyła się tej
myśli. No dobrze, Nikolas był trochę dziki. Ale był dobry dla niej. I tylko to
się liczy.
***
Alex przestępował z nogi
na nogę. Czy ona wreszcie się odezwie?
- Przyszedłeś zobaczyć
się ze mną czy z Maxem? - spytała cicho Isabel. - Wiem, że nie zawsze o mnie
chodzi.
Czy to miały być
przeprosiny? - pomyślał.
- Przyszedłem zobaczyć
się z tobą - powiedział. Isabel cofnęła się i szerzej otworzyła drzwi.
- Chcesz tosta albo coś
innego?
- Masz zamiar dla mnie
gotować? To wzruszające - przyznał. Chyba jest jej przykro, pomyślał.
- Chodź. - Isabel
poprowadziła go do kuchni. - Moi rodzice i Max już jedli, ale myślę, że
zostawili kilka drożdżówek. -Wzięła talerz pełen okruchów. - A może i nie.
- Nie jestem głodny - rzekł Alex. Wszystko się w nim skręcało.
Nie miał ochoty na tę rozmowę. Ale uważał, że powinien ją przeprowadzić.
- Dobrze się czujesz? Jak twoja głowa? - spytała Isabel.
- W porządku. Dobrze wykonałaś swoje zadanie. - Usiadł na
kuchennym krześle.
Isabel zajęła miejsce naprzeciwko niego. Nie obok, tylko
naprzeciwko. Nie podniecaj się tymi niby-przeprosinami, pomyślał. Ona wcale nie
ma zamiaru głaskać cię po tej rudej głowie.
- Hm... przyszedłem tu.... - nabrał powietrza w płuca -ponieważ
martwię się o ciebie.
- Nie musisz... - zaprotestowała Isabel.
- Zaczekaj. Daj mi skończyć. Wiem, że nie cierpisz, kiedy ktoś
cię poucza. Ale czasami, gdy ludzie mówią, co trzeba zrobić, to powinno się to
zrobić, wiesz?
Dziewczyna wstała i zaczęła zbierać ze stołu brudne naczynia.
Włożyła je do zlewu.
- Przyszedłeś, aby mi powiedzieć, żebym się trzymała z daleka od
Nikolasa.
- Tak. Po to przyszedłem. Ponieważ nie myślisz logicznie -
powiedział Alex. - Uważasz, że Valenti nie stanowi dla ciebie ani dla Nikolasa
żadnego zagrożenia, bo macie moc, ale...
- Nie. Nie będziemy o tym rozmawiać. Tu przecież wcale nie o to
chodzi. - Zebrała ze stołu sztućce.
- A więc o co chodzi?
- O to, że jesteś zazdrosny. O to, że widzisz, że coś się dzieje
pomiędzy mną i Nikolasem, i to doprowadza cię do szaleństwa. - Odkręciła kran z
gorącą wodą, która zaczęła rozpryskiwać się po naczyniach w zlewie.
- Masz rację - przyznał. Nie było sensu zaprzeczać. To było zbyt
oczywiste. - Ale pomyśl o swoim bracie. O Michaelu. O Liz i Marii. Oni nie mają
powodu do zazdrości, a wszyscy uważają,
że Nikolas stawia cię w niebezpiecznej sytuacji. I nie tylko ciebie, nas też.
Isabel chwyciła jakiś
talerz i zaczęła go gwałtownie szorować.
- Chcę, żebyś sobie
poszedł - powiedziała, nie odwracając się do niego.
- Dobrze. Ale musisz
wiedzieć, że to koniec. Jeśli teraz pójdę, już mnie nie będzie. Nie przybiegnę
z powrotem, kiedy zmienisz zdanie.
- Przeżyję to.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz