***13***
Maria miała takie uczucie, jakby ktoś kłuł ją szpilkami w gałki
oczne. Nie mogła zatamować krwi,
płynącej jej z nosa, ale musiała jeszcze trochę wytrzymać. Valenti był w
bunkrze, w którym znajdował się statek. Maria musiała go zobaczyć w chwili,
kiedy będzie stamtąd wychodził. Jeśli jej się to uda, może będzie mogła podać
Michaelowi dokładną lokalizację bunkra, w którym ukryty był statek. Tak bardzo
mu na tym zależało.
- Gdzie jest Valenti? - spytała, ściskając oburącz pióro.
Zawirowały kolorowe punkciki, a Marii wydawało się, że za chwilę
pęknie jej głowa. Kiedy się zestaliły, ponownie znalazła się w bunkrze.
Zobaczyła Valentiego w tym samym miejscu co poprzednim razem. Po chwili bunkier
zamienił się w kolorowe punkciki, ale dziewczyna nie usiłowała przywoływać na
nowo tego obrazu. Zrobi to za kilka minut. Musiała trochę odpocząć.
Była z powrotem w swoim pokoju. Odetchnęła głęboko i zobaczyła,
że tamponiki z chusteczek higienicznych, które włożyła do nosa, są całkowicie
przesiąknięte krwią. Gdy sięgała po stojące na komodzie pudełko, chwycił ją
paraliż. Upadła na podłogę.
Nie panikuj. Musisz to przeczekać, tłumaczyła sobie, starając
się zachować spokój. Nic ci się nie stanie, jeśli trochę poleżysz na dywanie we
własnym pokoju.
Czuła, jak krew cieknie jej z nosa i spływa po twarzy. To było
okropne wrażenie. Chciała podnieść rękę i wytrzeć krew, ale nie mogła poruszyć
nawet palcem.
To już nie potrwa długo, pomyślała. Oczy ją swędziały i piekły,
lecz nie była w stanie poruszyć powiekami.
Już niedługo, powtórzyła. Skóra też zaczęła ją swędzieć i palić.
Pewnie uderzyła się, padając na dywan. Tylko że... tylko że paliła ją cała
skóra.
Całe jej ciało było gorące. Czuła się tak, jakby w każdy
milimetr jej skóry wbijano rozpalone igiełki.
I robiło się coraz bardziej gorąco.
***
Michael nie sądził, by udało mu się zasnąć, nawet na te dwie
godziny, które były mu potrzebne. Mieszkał chyba w najbardziej hałaśliwym domu
w Ameryce. Dylan chrapał na sąsiednim łóżku, a Amanda miała grypę. Pan Pascal
przenosił ją co chwilę do łazienki po drugiej stronie korytarza, więc Michael
doskonale słyszał, jak mała wymiotuje. Było mu jej żal, ale...
Przewrócił się na bok. Można było oszaleć. Przynajmniej Sarah
nie rozpoczęła jeszcze nocnego seansu płaczu. Powinien być wdzięczny i za to.
Sarah umiała chyba czytać jego myśli, ponieważ natychmiast
rozległo się jej zawodzenie. Michael usłyszał, jak pani Pascal biegnie do
pokoju córki, co oznaczało, że za chwilę rozpocznie swoje śpiewy.
Już mnie tu nie ma, pomyślał. Przy tym całym zamieszaniu
Pascalowie pewnie nawet nie zauważą jego nieobecności. A jeśli nawet, to jakoś
się z nimi upora - i z panem Cuddihym - jutro. Cicho podszedł do okna, otworzył
je i wyskoczył na zewnątrz.
Nie musiał nawet myśleć, gdzie może pójść; skierował się bez
wahania w stronę domu Marii. Chciał sprawdzić, jak jej poszła próba z piórem
Valentiego. A może znowu spróbuje ją pocałować. Ten krótki pocałunek nie
wzbudził w nim żadnych braterskich uczuć. Może teraz będzie mógł pójść na
całość i pozna prawdziwy smak malinowych ust Marii.
Michael zaczął biec, ale niezbyt szybko. Uwielbiał być poza
domem o tak późnej porze. Wydawało mu się wtedy, że całe miasto należy do
niego. Im bliżej był domu Marii, tym bardziej przyspieszał. Było już po
północy, kiedy skręcił w jej ulicę. Wiedział, że Marii nie przeszkadza, że tak
późno do niej przychodzi. Nigdy jej to nie przeszkadzało.
Samochód jej matki stał na podjeździe, więc Michael starał się
nie zrobić najmniejszego hałasu, przechodząc przez ogrodzenie. Podkradł się pod
okno dziewczyny. Było nadal otwarte, więc wszedł do środka.
Maria leżała na podłodze. Kiedy do niej podbiegał, poczuł w
ustach ostry smak kwasu. Niebieskie oczy dziewczyny patrzyły na niego pustym
wzrokiem. Pod nosem i na policzku miała rozmazaną krew. Malutkie czerwone
kropki pokrywały jej skórę - twarz, szyję, ręce, dłonie, wszędzie, gdzie mógł je
zobaczyć.
- Mario! - Wziął ją za ramiona i delikatnie potrząsnął. Jej
ciało było sztywne. - Mario! Odezwij się.
Nie wydała żadnego dźwięku, więc złapał z komody butelkę wody i
spryskał jej twarz. Wpatrywał się w nią z uwagą. Porusz się, proszę cię, musisz
się poruszyć, myślał. Ale ona była nadal sztywna i nieruchoma.
To nie mógł być ten przejściowy atak paraliżu. Przedtem nigdy
nie było krwi.
Michael przyłożył głowę do jej piersi. Doznał ogromnej ulgi,
kiedy usłyszał bicie serca. Biło szybko i nierównomiernie, ale jednak. Okay,
dam sobie z tym radę, pomyślał, starając się zachować spokój. Muszę tylko
nawiązać z nią łączność; wtedy będę wiedział, co jej dolega.
Odetchnął głęboko, patrząc na nieruchome ciało Marii. Nie był
tak dobry w sztuce uzdrawiania jak Max, wiedział jednak, że potrafi to zrobić.
Musiał to zrobić. Nie widział żadnej rany, więc położył dłonie na czole
dziewczyny i skupił na niej całą swoją uwagę. Czekał, aż ukażą mu się obrazy z
jej umysłu.
Ujrzał dwa stwory. Ich... nie sposób było powiedzieć, że są to
twarze... w każdym razie były szerokie w okolicy czoła i zwężające się w ostre,
wystające brody. Ich usta były otworami otoczonymi długimi mackami, które
poruszały się, usiłując złapać trop. Stwory nie miały nosów, a w miejscu, gdzie
powinny być oczy, miały płytkie, gruzłowate wgłębienia.
Nie, uświadomił sobie Michael. To były oczy. Te stwory miały
mnóstwo oczu.
Wychyliły jednocześnie głowy w stronę Michaela, próbując
dosięgnąć go mackami.
Widzą mnie, pomyślał, odrywając dłonie od czoła Marii. Całym
jego ciałem wstrząsało drżenie. Szczękał zębami.
Co to było? Co się, u diabła, dzieje? Te... te stworzenia nie
należały do wspomnień Marii. I widziały go. To wydawało się niemożliwe, ale tak
było.
Max. Postanowił zadzwonić do Maxa, zerwał się na nogi, chwycił
telefon i wystukał numer Evansów. Isabel odebrała telefon po drugim dzwonku.
- Masz zaraz przyjechać z Maxem do Marii - powiedział. -
Zachowujcie się cicho. Nie chcę, żeby jej matka albo brat się obudzili.
Gdyby pani De Luca zobaczyła teraz córkę, natychmiast
zatelefonowałaby na pogotowie. A to byłby poważny błąd. Michael nie wiedział,
co się z Marią dzieje, ale nie było szans, żeby poradził z tym sobie szpital
czy jakikolwiek lekarz. W czasie kiedy zastanawialiby się, co mają zrobić,
dziewczyna mogła umrzeć.
Michael poczuł się nagle tak, jakby wypił hektolitry lodowatej
wody. Zrobiło mu się potwornie zimno, rozbolał go żołądek.
To nie może się stać. Nie wolno ci nawet o tym myśleć, nakazał
sobie. Maria nie umrze. Nie pozwolę jej umrzeć.
- Co się stało?! - wykrzyknęła Isabel.
- Przyjeżdżajcie - powiedział cicho, ale stanowczo Michael.
Rozłączył się, wrócił do Marii i usiadł przy niej. - Nic ci nie będzie -
szepnął. - Zaopiekuję się tobą. Znajdę sposób, żeby cię uleczyć.
Delikatnie przesunął dłonią po jej oczach i zamknął powieki
dziewczyny. Bolał go widok jej oczu, takich pustych i bez wyrazu.
Postanowił zaczekać na Maxa i Isabel przy frontowych drzwiach.
Nie mogli przecież zadzwonić, bo obudziliby matkę Marii i jej brata.
Pochylił się nad dziewczyną tak nisko, że jej jedwabiste włosy
dotykały jego twarzy. Dotknął jej skóry. Była bardzo gorąca. O wiele za gorąca.
- Muszę na chwilę odejść - szepnął. - Ale zaraz wracam. -
Pocałował ją. Jej wargi były miękkie i słodkie, takie jak to sobie wyobrażał.
Powinienem był już to wcześniej zrobić.
Podniósł się i cichutko przeszedł przez ciemny dom do frontowych
drzwi. Otworzył je i wyszedł na ganek.
Nie mógł jednak ustać na miejscu. Wybiegł na jezdnię, wypatrując
jeepa Maxa. Gdzież on się podziewa? Czy nie rozumie, że to nagły przypadek?
Rozmawiałeś z Isabel dopiero przed dwoma sekundami, przypomniał
sobie Michael. Przyjadą tu tak szybko, jak tylko będą mogli. Zaczął się
zastanawiać, czy zdąży do Marii i z powrotem, zanim się pokażą. Kiedy zawracał
do domu, zauważył kątem oka światła samochodu i spojrzał znowu na ulicę. Tak,
to był jeep. Max na pewno wielokrotnie przekroczył dozwoloną szybkość.
- Co się dzieje? - spytał Max, zatrzymując się obok przyjaciela.
- Chodzi o Marię. Jest w śpiączce czy coś w tym rodzaju. Kiedy
nawiązałem łączność, żeby ją uleczyć, zobaczyłem dwa stwory, nawet nie wiem,
jak je nazwać, które na mnie patrzyły. Widziały mnie, jestem tego pewny - mówił
szybko Michael.
- Okay, musimy opracować plan - powiedziała Isabel spokojnym
głosem. - Musimy znaleźć sposób, żeby ją uratować.
- Weźmy ją do Raya - zaproponował Max. - Jego moc uzdrawiania
może być silniejsza niż nasza.
Jego przyjaciel niespecjalnie lubił Raya, ale gdyby on mógł
pomóc Marii, to Michael padłby na kolana i całował mu stopy.
- Pójdę po nią - powiedział. - Wy czekajcie tutaj. Jeśli
pójdziemy wszyscy, to możemy obudzić jej matkę.
Pobiegł do drzwi i wślizgnął się do domu. Przedostał się do
pokoju Marii, podniósł ją z podłogi i przytulił do piersi. Nadal była bardzo
gorąca. Michael nie wiedział, czy to dobry, czy też zły znak. Przynajmniej
oznaczało to, że żyła.
Wyniósł ją z domu i umieścił w samochodzie. Usiadł na tylnym
siedzeniu, trzymając ją w ramionach.
- Zajmiemy się tobą - powiedział. Miał nadzieję, że dziewczyna
słyszy jego głos.
Max wyprowadził jeepa, wcisnął gaz do dechy. Isabel wychyliła
się i przesunęła palcami po policzku Marii.
- Niedawno też przydarzyło się jej coś dziwnego - zwróciła się
do Michaela. - Miałyśmy zajęcia z literatury angielskiej i coś z nią się stało.
Jakby straciła przytomność. Nie chciała mi powiedzieć, co to było.
- Przy mnie też się to zdarzyło. - Michael westchnął ciężko. -
Powinien był wiedzieć, że ona robi sobie krzywdę. Wyglądała na półżywą, kiedy
miała ten atak paraliżu.
- O czym wy mówicie? - spytał Max.
- Maria ma zdolności parapsychiczne. Za każdym razem, kiedy
używa mocy, ma taki paraliż. Nie może się poruszać, nie może odezwać, w ogóle
nic. Mówiła o tym tak, jakby to nie było nic wielkiego. Ale nie mogła wtedy
siebie widzieć. Gdyby się widziała... - Michael nie dokończył zdania i
gwałtownie przeczesał palcami włosy.
- Zdolności parapsychiczne?! Jesteś tego pewien? - wykrzyknęła
Isabel.
Max wjechał na parking muzeum UFO i zatrzymał jeepa przy
schodach, które prowadziły do mieszkania Raya.
- Mam ci pomóc? - spytał Michaela.
- Nie. Nie, ty idź naprzód. Powiedz Rayowi, co się stało. Ja
pójdę za tobą.
Max i Isabel wyskoczyli z jeepa i pobiegli na górę. Michael
wysiadł i szedł po schodach o wiele wolniej, żeby Maria nie odczuła żadnych
wstrząsów.
- Ray będzie wiedział, jak ci pomóc - mówił do niej. Chciał,
żeby o wszystkim wiedziała.
Ray czekał już przy drzwiach.
- Połóż ją w salonie - polecił.
Max zsunął razem dwa worki siedziska i Michael położył ostrożnie
Marię. Usiadł na podłodze, trzymając ją za rękę. Ray ukląkł obok niego,
popatrzył na nią i oczy mu się nagle rozszerzyły. Drżącą dłonią dotknął jednej
z czerwonych kropek na twarzy dziewczyny.
- Łowcy głów - powiedział.
- Co? - spytał Michael.
- Dzwoniłam do Alexa - oznajmiła Isabel, wchodząc do salonu. -
Przyjedzie tu i przywiezie Liz.
Ray mocno chwycił Michaela za ramię.
- Max mówił, że widziałeś jakieś stwory, kiedy nawiązałeś
łączność z Marią. Czy one miały wiele oczu i usta otoczone mackami?
- Tak. Dlaczego pytasz? Co to znaczy? Możesz jej pomóc? - pytał
Michael.
- To, co widziałeś... to łowcy głów. Specjalna rasa stworzeń z
naszej planety - tłumaczył Ray. - Ich ciała są przystosowane do polowania. Nasi
ludzie używają ich do tropienia przestępców. Łowcy głów stosują swoisty sposób
walki... prowadzą wojnę mentalną...
- Wojna mentalna? Co to jest? - dopytywała się Isabel.
- To coś, czego używają, żeby zabijać z dużej odległości -
wyjaśnił Ray. - Ich umysły są ich bronią. Posiadają niewyobrażalną moc.
- Zabijać?! - wybuchnął Michael. - Ktoś chce zabić Marię?
- Na to wygląda.
- Mówiłeś, że to są kosmici - wtrącił Max. - Dlaczego kosmici
mieliby zaatakować Marię?
- To dobre pytanie. Nie... - zaczął Ray.
- Ja mam lepsze pytanie - przerwał mu Michael. - Jak możemy ich
powstrzymać? Co musimy zrobić, żeby uratować Marię?
Michael patrzył na twarz Marii. Zauważył, że zatrzepotała
powiekami.
- Poruszyła się! - krzyknął.
- Mario, słyszysz mnie? - Michael ujął dłoń dziewczyny. - Dobrze
się czujesz?
Maria powoli otworzyła oczy. Straciły już ten okropny, pusty
wyraz.
- Pić - szepnęła.
- Przyniosę wody - powiedziała Isabel.
Michael odgarnął włosy z twarzy Marii i wygładził jej bluzkę.
Nie mógł się powstrzymać, żeby jej nie dotykać.
- Przeraziłaś mnie - powiedział.
- Przepraszam - odezwała się ochrypłym głosem.
Isabel wróciła do salonu i podała Michaelowi szklankę wody.
Objął Marię i pomógł jej usiąść.
- Czujesz się na tyle dobrze, żeby nam powiedzieć, co się stało?
- spytał Ray.
- Nie wiem, co się stało. Jak ja się tu dostałam? Co... Rozległo
się gwałtowne stukanie do drzwi.
- Otworzę - rzucił Max, wybiegł z pokoju, i po chwili wrócił z
Alexem i Liz.
- Nic ci nie jest, Mario! - zawołała Liz.
- Co się dzieje?! - krzyknął Alex.
- Wstąpiłem do Marii i znalazłem ją nieprzytomną na podłodze -
tłumaczył Michael. - Miała czerwone kropki na całym ciele.
Maria podniosła dłoń do twarzy, spojrzała na swoje palce i
jęknęła cicho na ten widok.
Michael objął ją jeszcze mocniej. Wiedział, że nie będzie jej
łatwo wysłuchać tego wszystkiego.
- Ray mówi, że wytropili ją kosmici łowcy głów - mówił dalej,
patrząc Marii w oczy. - Oni używają jakiejś mentalnej broni, ale znajdziemy
sposób na to, by ich powstrzymać. Prawda? - zwrócił się do Raya.
Ten nie udzielił odpowiedzi, której Michael oczekiwał. Nie
powiedział, że wie, jak powstrzymać łowców głów; uśmiechnął się tylko do Marii.
- Potrzebujemy więcej informacji na ten temat - rzekł. -
Opowiedz mi o swoich zdolnościach parapsychicznych i o tym, jak później tracisz
świadomość.
- Ona nie ma żadnych zdolności parapsychicznych! - wybuchnęła
Liz.
- Mam - sprostowała Maria, patrząc na przyjaciółkę. - Miałam ci
o tym powiedzieć. Tylko...
- Mario - odezwał się Alex łagodnym głosem - podaj nam fakty.
- Ja... znalazłam pierścień w centrum handlowym, pierścień z
dziwnym kamieniem - zaczęła wolno.
Pierścień? - pomyślał Michael. Maria nic mu o tym nie mówiła.
Dziewczyna odchrząknęła z trudem, a on znowu podał jej wodę.
- Ten kamień wyzwolił we mnie zdolności parapsychiczne, o
których nawet nie miałam pojęcia. Zdolność uzdrawiania. Mogę też dotknąć
jakiegoś przedmiotu i zobaczyć osobę, do której on należy, i widzieć, co ona w
danej chwili robi.
Michael czuł, że Maria cała drży. Opanowała się jednak na tyle,
żeby im wszystko powiedzieć.
- Mogę zobaczyć ten pierścień? - spytał Ray.
Maria zdjęła z szyi złoty łańcuszek i podała mu go. Z łańcuszka
zwisał pierścień z fioletowo - zielonym kamieniem.
- To jeden z Kamieni Nocy - rzekł Ray cichym, poważnym głosem,
przesuwając palcami po kamieniu. - Nigdy nie myślałem, że będę go trzymał w
ręku.
- To pierścień Nikolasa! - wykrzyknęła Isabel.
- Znalazłam go tego wieczoru... kiedy on... - tłumaczyła Maria.
- Nie wiedziałam, że należał do niego.
Jak dobrze było słyszeć jej głos. Jej ciało było teraz o wiele
chłodniejsze, zniknęły już czerwone kropki. Michael nie chciał nawet myśleć o
tym, jak to wszystko mogło się skończyć.
- W jaki sposób Nikolas mógł wejść w posiadanie Kamienia? -
spytał Max.
- Kamień został ukradziony przez kosmitę, który nielegalnie
przedostał się na nasz statek - powiedział Ray. - Może ktoś znalazł go na miejscu
katastrofy. Albo znalazł się w jakiś sposób przy inkubatorze Nikolasa...
- Kogo to teraz może obchodzić? - wtrącił się Michael. - Musimy
skupić całą uwagę na Marii.
- Teraz już wiem, dlaczego łowcy głów ją zaatakowali -
powiedział Ray. - Oni poszukują Kamienia. Na pewno zostali wynajęci przez
konsorcjum, aby wytropić uciekiniera i odzyskać Kamień. - Ray przeczesał
palcami rzadkie, siwo - kasztanowe włosy. - Za każdym razem kiedy Maria
korzystała z mocy Kamienia, którą uznała za swoją moc, wysyłała sygnał do
łowców. W ten sposób ją wytropili. Byli już wystarczająco blisko, by użyć
przeciwko niej mentalnej broni.
Maria znowu odchrząknęła.
- Chybaby wiedzieli, że nie jestem kosmitką? - spytała.
- Niekoniecznie. Przypuszczam, że łowcy nie są jeszcze na tyle
blisko, by wiedzieć coś poza tym, że używano Kamienia.
- Więc jeśli Maria przestanie go używać, to już będzie po
wszystkim, prawda? - spytał Michael. - Jeśli nie będzie z niego korzystać, to
nie będzie wysyłać sygnałów i łowcy głów nie będą mogli jej odnaleźć, czy tak?
- Nie przypuszczam, żeby mogli wpaść na jej trop, jeśli nie
będzie używać Kamienia - przyznał Ray.
- To dobrze. Zabieram ją teraz do domu. Problem został
rozwiązany - oświadczył Michael. Postanowił spać w jej pokoju na podłodze. Nie,
nie będzie spał. Będzie leżał na podłodze i obserwował ją, sprawdzał, czy nic
jej nie jest.
- Ja już się dobrze czuję - zaprotestowała Maria.
Ale miała okropny głos. Michael był pewien, że gdyby nie
podtrzymywał jej ramieniem, nie byłaby w stanie utrzymać się w pozycji
siedzącej.
- Obawiam się tylko tego, że łowcy głów mogą zaatakować cały
obszar, na którym znajduje się dom Marii - dodał Ray. - Jeśli jej nie odnajdą,
mogą posunąć się do bardziej drastycznych kroków, na przykład zniszczyć całe
miasto. W ten sposób uzyskają pewność, że ją zabili. A Kamień nadal będzie
istniał. Nie ma broni, która byłaby w stanie go zniszczyć.
- Więc wsiadamy zaraz do jeepa i odjeżdżamy daleko stąd - rzekł
Michael.
- A reszta ma tu czekać na śmierć?! - wykrzyknęła Liz. - Nie
zgadzam się na to.
- Byłam okropnie głupia. Wierzyłam, że posiadam jakąś szczególną
moc. Myślałam, że Kamień pomaga tylko ją wyzwalać - powiedziała Maria.
- To wcale nie było głupie. Czy mogłaś przypuszczać, że
znajdziesz kamień mocy kosmicznej w centrum handlowym? - spytała Liz.
- Musimy opracować jakiś plan - odezwał się Alex. - Czy ktoś ma
pomysł?
- Pamiętacie, jak popsuliśmy szyki naszemu przyjacielowi,
szeryfowi, kiedy zaczął tropić Maxa, po tym jak on mnie uzdrowił? - spytała
Liz. - Udało nam się przekonać go, że kosmita, którego ściga, już nie żyje. Czy
teraz nie możemy zastosować podobnego fortelu?
- Tak, gdyby łowcy głów myśleli, że nie żyję, nie próbowaliby
już mnie zabić. Nie mieliby też powodu, by krzywdzić kogokolwiek innego -
rzekła Maria.
- Jest sposób... ale to jest niebezpieczne - odezwał się Max.
Niebezpieczne. Michael nie godził się, żeby takie słowa miały odnosić się do
Marii - Maria mogłaby użyć pierścienia do przywołania łowców głów - ciągnął
Max. - Ja użyłbym wtedy swojej mocy, by zatrzymać pracę jej serca. Tylko na
kilka sekund. Tylko na tak długo, żeby ich przekonać, że ona nie żyje. Potem na
nowo pobudziłbym pracę jej serca.
Michaela ogarnęła wściekłość. Jak Max mógł nawet pomyśleć o
przeprowadzeniu takiego eksperymentu na Marii?
- W żadnym wypadku nie pozwolę ci na to - oświadczył
zdecydowanie.
Maria uścisnęła jego rękę.
- To nie będzie twoja decyzja, tylko moja - powiedziała
stanowczym tonem. - Zrobię to.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz