czwartek, 4 lipca 2013

Rozdział siódmy

***7***
- Mamy cały dom dla siebie - oświadczyła Isabel, otwierając frontowe drzwi. - Max jest w
pracy, moi rodzice też - dodała, prowadząc Alexa do salonu.
Alex zaczął się zastanawiać, czy dziewczyny zdają sobie sprawę, jakie wrażenie mogą
zrobić na facecie najzwyklejsze słowa. Takie jak „mamy cały dom dla siebie”. Pięć
podstawowych słów, w żadnym z nich nie ma zmysłowego podtekstu. Ale ja dziękuję. Te
słowa wprawiły go w nagłe drżenie.
Ona chciała ci tylko przekazać podstawową informację, tłumaczył sobie. Taką jak „mamy
soki w lodówce” albo „odbieramy HBO”. Nic się za tym nie kryło.
Usiadł na kanapie. Isabel zajęła miejsce obok niego - tak blisko, że czuł ciepło, bijące od
jej ciała.
Zaraz, zaraz, pomyślał. Może się mylę? A może jednak to, co powiedziała, w języku
dziewczyn oznacza totalne zaproszenie? O oczko niżej niż „na moim łóżku jest bardzo
twardy materac”.
W takim razie, jeśli to rzeczywiście było zaproszenie, powinien je przyjąć. Tego
wymagała grzeczność.
Przestań. I to zaraz, nakazał sobie. Postaraj się myśleć trzeźwo. To nie jest żadne
zaproszenie, ty frajerze. Dopiero co zabito na jej oczach chłopaka, którego kochała.
Alex odetchnął głęboko i poczuł zapach korzenno - cytrusowych perfum Isabel. No to
super. Czy ośmieszyłby się całkowicie, gdyby przeniósł się na krzesło stojące naprzeciwko
kanapy? To by wyjaśniło sytuację.
Mogliby też pójść na górę. Isabel zamknęłaby się w swoim pokoju, a on usiadłby za
drzwiami i mówił do niej. Miał w tym wprawę.
- Chcesz oglądać telewizję? - spytała dziewczyna. Przynajmniej te trzy słowa nie miały
żadnego ukrytego znaczenia.
- Oczywiście - powiedział Alex.
Podała mu pilota, co było zaskakujące z jej strony. Nie była samolubem, a przynajmniej
niecałkowitym, ale lubiła, żeby wszystko szło po jej myśli - nawet takie drobiazgi jak wybór
programu telewizyjnego - i spodziewała się, że każdy chętnie się do tego dostosuje.
Alex włączył telewizor i zaczął skakać po kanałach. Isabel przysunęła się trochę bliżej -
jej ręka dotykała teraz ręki chłopca. Jego bracia umarliby ze śmiechu, gdyby zobaczyli, jak
ich młodszego braciszka podnieca dotyk dłoni dziewczyny.
Ale przecież to była Isabel... Isabel, która mogłaby zrobić z nim wszystko jednym
spojrzeniem swoich uwodzicielskich niebieskich oczu. Tak było od pierwszego dnia, kiedy
Alex pojawił się w Liceum Olsena. Zobaczył ją na korytarzu, a ona nie zwróciła na niego
najmniejszej uwagi.
- Może być to? - spytał, zatrzymując się na jednym z tych niekończących się talk - show.
- Oczywiście - powiedziała. - Chcesz się czegoś napić?
Kolejne cztery bezpieczne słowa. Byłoby jeszcze bezpieczniej, gdyby mógł się od niej
odsunąć. Może, kiedy Isabel wyjdzie z pokoju, on przesiądzie się na krzesło. Tak byłoby
najlepiej. Zupełnie naturalne.
I kiedy siedział tu, na kanapie, musiał sobie przypominać po kilkaset razy, że to nie jest
spotkanie chłopak - dziewczyna. To jest spotkanie przyjaciela z przyjacielem. Na takich
spotkaniach jeden z przyjaciół - znaczy on - pomaga ślicznemu, pięknie zbudowanemu
przyjacielowi o blond włosach - znaczy jej - przetrwać ciężki okres. Może przy następnej
okazji przyprowadzi ze sobą Liz. Albo Liz i Marię. Przyzwoitki mogłyby się okazać całkiem
przydatne.
Kiedy Isabel wstała z kanapy, pomyślał, że dziewczyna pójdzie teraz do kuchni, ale ona
stała i patrzyła na niego. Starał się odgadnąć jej myśli z wyrazu twarzy.
Po chwili znalazła się u niego na kolanach. Nie wiedział, czy sam ją do siebie
przyciągnął, czy też ona rzuciła mu się w ramiona. To nieważne. Była tam. Poczuł na ustach
jej wargi.
Chyba to jednak było zaproszenie, pomyślał, lecz zaraz wszystkie myśli uciekły mu z
głowy. Czuł tylko jej dłonie w swoich włosach, jej piersi, język.
On tego nie przeżyje. Zaraz stanie w płomieniach. Wybuchnie takim żarem, że nie
zostanie z niego nic poza kupką popiołu.
Ale nie dbał o to. Chciał być tylko jak najbliżej tej dziewczyny. Tej bliskości ciągle mu było
mało. Objął mocno Isabel i przyciągnął ją jeszcze bliżej. Wydawało mu się, że z jej ust
wydobyło się westchnienie pełne satysfakcji. Pogłaskał ją po policzku i poczuł, że ma mokre
palce. Otworzył oczy i wtedy płonący w nim ogień natychmiast wygasł.
Isabel płakała. Łzy strumieniem spływały po jej twarzy. Alex uświadomił sobie nagle, że
czuje smak soli na wargach. Och, Boże. Ona wypłakiwała sobie oczy, a on był tak
zaabsorbowany dotykiem jej ust i ciała, że nawet tego nie zauważył.
Był kompletnym idiotą. Palantem.
- Przepraszam - wyjąkała ochrypłym głosem.
- Okay. Wszystko w porządku.
Alex miał ochotę zerwać się na równe nogi i wybiec z domu, ale Isabel nie tego od niego
oczekiwała. Ona potrzebowała, żeby z nią był, żeby był jej przyjacielem. Żeby trzymał w
ramionach, ale tylko jak przyjaciel.
Przesunął głowę Isabel na swoje ramię i ją objął.
- Płacz. Dobrze jest się wypłakać. Tak zawsze mówi moja mama. Ale trudno przekonać o
tym kogoś w domu, gdzie są sami faceci. - Mówił i mówił, wszystko co mu przychodziło do
głowy, cichym, uspokajającym tonem. Starał się zapomnieć o rękach dziewczyny, które
obejmowały go za szyję, ojej ciele.
- Jak to dobrze, że tu jesteś - odezwała się Isabel stłumionym głosem.
Alex wiedział, że to nie jest prawda. Zdawał sobie sprawę, że był tylko jeden chłopak,
którego naprawdę chciałaby mieć przy sobie. I to nie był on.
***
- Dylan, czy wiesz, co u... - Michael szybko ugryzł się w język. - Czy wiesz, co to jest
dzyndza?! - wrzasnął. Nie wiedział, gdzie podziewa się Dylan, więc darł się tak, żeby go było
słychać w całym domu.
Miał tylko nadzieję, że ten jeżozwierz, Dylan, gdzieś się nie wymknął. Państwo Pascal
kazali mu pomagać Michaelowi w opiece nad dzieckiem. Jeśli ten gryzoń z niższych klas
gimnazjalnych nie odezwie się natychmiast, to srodze tego pożałuje.
Michael usiłował wepchnąć dziecku do buzi kolejną łyżeczkę przecieru jabłkowego. To
dziecko miało na imię Sarah. Po tak częstych zmianach rodzin zastępczych Michaelowi
trudno już było spamiętać te wszystkie imiona.
Sarah wzięła przecier do buzi i zaraz go wypluła. Roześmiała się. Michael uznał to nawet
za zabawne - za pierwszym razem. Teraz, kiedy słoiczek bananów dla niemowląt, słoiczek
szpinaku dla niemowląt i pół słoiczka przecieru jabłkowego dla niemowląt były rozpryskane
po całej kuchni, ta zabawa stawała się już nudna. Nawet bardzo nudna.
- Ja chcę dzyndzę! - rozdarła się Amanda w sąsiednim pokoju.
Jak to możliwe, żeby pięcioletnia dziewczynka, która chciała, żeby ubierano ją codziennie
jak księżniczkę z bajki, potrafiła tak głośno wrzeszczeć? Może Michael powinien jej
powiedzieć, że księżniczki z bajki mówią cichym, aksamitnym głosem.
- Dylan! - ryknął. - Chodź tu zaraz! Będzie o wiele gorzej, jeśli to ja cię znajdę.
Dylan wsunął głowę do kuchni, trzymając się przezornie poza zasięgiem plucia Sarah.
- Odrabiam pracę domową. Według reguł Pascali - Zębali to są godziny na odrabianie
pracy domowej.
Dopóki nie zobaczył uśmieszku na ustach Dylana, Michael był przekonany, że ten
dzieciak mówi poważnie.
- Teraz tu nie ma Pascali. Stosujesz się do moich reguł. A ja daję ci nową pracę domową
- komenderował Michael. - Dowiedz się, co to jest dzyndza, i daj ją Amandzie, żeby przestała
się wydzierać. Potem włóż jej piżamę i połóż ją do łóżka.
- Ale jak ja mam... - zaczął Dylan.
- Zrób to!
Dylan zniknął.
Muszę powiedzieć Pascalom, że do takich zajęć wynajmuje się specjalne osoby,
pomyślał Michael. Osoby, które nazywają się baby-siter.
To nasunęło mu kolejną myśl. Maria wydawała się typem dziewczyny, która mogłaby
opiekować się dzieckiem. Sięgnął po telefon i wykręcił jej numer. Odezwała się po drugim
dzwonku. Schował dumę do kieszeni. Błagał ją. Obiecała, że zaraz przyjdzie.
Wytrzymasz jeszcze piętnaście minut, zanim pojawi się tu Maria, powiedział sobie.
- A ty, Sarah, przez te piętnaście minut możesz jeszcze dostać trochę jedzenia do dzioba.
Rękawem koszuli wytarł z czoła przecier bananowy i nabrał łyżeczką jabłka. Sarah
zachichotała radośnie. Starając się nie słuchać wrzasków Amandy, włożył łyżeczkę do buzi
Sarah. Nie będę na nią teraz wrzeszczał, postanowił, kiedy przecier wylądował na jego czole
i zaczął spływać do oka.
Kiedy trzynaście minut później Maria pojawiła się w drzwiach, był pewien, że dziewczyna
zaraz obróci się na pięcie i wyjdzie.
Ale nie zrobiła tego. Najpierw kazała Dylanowi przynieść Amandzie papier i kredki, żeby
mogła narysować dzyndzę. To poskutkowało. Nadal nikt nie wiedział, co to ma być, ale
Amanda była spokojna i zadowolona.
Potem Maria poszła z Michaelem do kuchni, by zająć się Sarah.
- Czy ona w ogóle cokolwiek zjadła? - spytała.
Gdy podniosła ręce, by związać włosy w koński ogon, bluzka opięła się na jej piersiach i
Michaelowi zaraz przypomniał się sen Marii.
To ostatnio zbyt często mu się zdarzało. Ona robiła coś zupełnie zwyczajnego, a jemu
natychmiast przypominał się ten sen. W żadnym wypadku nie powinien był wchodzić do
orbity jej snów. To, co zobaczył, całkowicie zamąciło mu w głowie, nadając jego myślom o
Marii zupełnie inny kierunek. Na przykład wczoraj przy lunchu. Maria nalegała, żeby Michael
i Alex zjedli coś zielonego. Kiedy podawała mu seler naciowy, ich dłonie się spotkały i
przekonał się, że dziewczyna ma aksamitną skórę. Zaczął się nagle zastanawiać, jak by się
czuł, gdyby jej gładkie dłonie dotykały jego ciała - całego ciała.
- Jeśli zastanawiasz się tak długo, to już wiem, że odpowiedź brzmi nie - usłyszał głos
Marii - Hmmm, tak. Masz rację - przyznał.
- Musimy zaczekać i zobaczyć, czy za jakiś czas nie zgłodnieje. Teraz jest zbyt
podniecona, żeby jeść - stwierdziła Maria. - Wykąpię ją. To jej dobrze zrobi - dodała,
rzucając w Michaela ścierką. - A ty możesz wykąpać kuchnię.
Chłopak był zadowolony, że ma do zrobienia coś, co pozwoli mu na chwilę oderwać
wzrok od Marii - chociaż od strony zlewozmywaka dobiegały go odgłosy kąpieli i głos
dziewczyny, przemawiającej do Sarah.
Dlaczego ona musiała tak seksownie wyglądać w tym śnie? I tak właśnie powinna
wyglądać. Pamiętał, jak się na niego obruszyła, kiedy użył słowa „milutka”, aby ją opisać.
Maria uważała, że tego słowa używa się tylko, mówiąc o małych kotkach czy czymś w tym
rodzaju. Pomyślał, że jej oburzenie rzeczywiście było... milutkie.
Właśnie tak chciał myśleć o Marii. Żałował, że nie ma żadnego sposobu, aby usunąć ten
fragment pamięci, w którym utrwalił się jej sen. Chciałby, by jego myśli związane z Marią były
bardziej dozwolone.
Szorował tak mocno stół, że rozbolały go ręce. Nie pozwolił sobie nawet na rzut oka w
stronę Marii. Potem zabrał się za krzesełko Sarah, szafki kuchenne i podłogę. Mała zdążyła
zwymiotować, zanim zabrała się za plucie. Miała niezły rozrzut.
- Okay, gotowa. Czy możesz przynieść mi ręcznik i czyste ubranko? - spytała Maria.
- Dylan, przynieś ręcznik i czyste ubranie dla Sarah! - zawołał Michael.
Doszedł do wniosku, że teraz już może patrzeć na Marię. Mówiła przecież do niego, nie
mógł jak idiota wgapiać się w podłogę, więc podniósł wzrok. Był to błąd. Podczas kąpieli
Sarah rozchlapywała wodę na wszystkie strony, więc bluzka Marii miała teraz interesujące,
na wpół przezroczyste miejsca. Michael utkwił wzrok w jej twarzy.
Uniosła lekko brwi.
- Zawsze chciałem mieć młodszego brata - powiedział. - No wiesz, kogoś, kto robiłby za
mnie różne rzeczy, gdyby mnie się nie chciało.
- To okropne, prawda, Sarah? - skomentowała Maria, całując ją w główkę.
Michael zaczął żałować, że sam nie poszedł po ręcznik i ubranko. Bo kiedy patrzył, jak
Maria całuje małą, zaraz wyobraził sobie, że mogłaby całować jego. A to już było kompletnie
chore.
Sarah chlapała się w wodzie, machając tłustymi nóżkami. Maria roześmiała się i
pocałowała ją znowu. Michael zaczął się zastanawiać, jak by to było, gdyby naprawdę go
pocałowała. Oczywiście nie w czubek głowy, ale tak, jak całowała tego faceta we śnie.
Nawet o tym nie myśl, nakazał sobie. To byłoby śmieszne. Była dziewczyną, w stosunku
do której miał opiekuńcze uczucia, dziewczyną, z którą lubił się przekomarzać, którą lubił
straszyć, kiedy oglądali stare horrory. Całowanie Marii przypominałoby raczej całowanie
młodszej siostry.
Dylan wszedł do kuchni i rzucił na stół ręcznik i ubranko.
- Dzyndza to rękawica bejsbolowa, jeśli was to interesuje - mruknął. - Ona lubi z nią spać.
- Dobry początek - zauważył Michael.
Dylan skinął głową, podszedł do lodówki, otworzył ją, rozejrzał się i znowu zamknął.
Udawał, że bardzo interesuje go widok Marii ubierającej dziecko. Michael wiedział, że to
nieprawda. Dylan nalał sobie wody, wypił i znowu nalał.
- Potrzebujesz czegoś, Dylan? - spytała go wreszcie Maria. Wzięła Sarah na ręce i
przytuliła.
Michael patrzył na Dylana. To było lepsze niż gapienie się na Marię. Miał nadzieję, że po
kilku dniach ten sen zatrze mu się w pamięci i wszystko powróci do normalnego stanu.
Chciałby móc przebywać z tą dziewczyną bez tych... myśli.
- Mmm, jutro są tańce - powiedział Dylan, przestępując z nogi na nogę.
Michael starał się domyślić, na czym polega jego problem.
- Boisz się, że Pascale nie pozwolą ci iść? - spytał.
- Nie. Już powiedzieli, że mogę. Ojciec mnie odwiezie - powiedział Dylan. - Ale ja nie
umiem tańczyć - wyznał.
Michael rzucił okiem na Marię i zobaczył, że ta z trudem stara się powstrzymać uśmiech.
On też się nie uśmiechnął.
- To proste. Nauczymy cię tańczyć - powiedziała dziewczyna. - Położę tylko dziecko
spać. Dylan, pokaż mi gdzie.
Chyba będę musiał przynieść parę płyt kompaktowych, pomyślał Michael. Poszedł do
swojego pokoju - to znaczy do swojego i Dylana. Kiedy powiedział Marii, że zawsze chciał
mieć młodszego brata, mówił to zupełnie poważnie. I nie tylko dlatego, że miałby mu kto
usługiwać - to byłaby tylko dodatkowa przyjemność.
Teraz, wybierając dla Dylana CD do nauki tańca, czuł się jak starszy brat. Chociaż brat
Michaela nie byłby takim frajerem, żeby trzeba go było tego uczyć w wieku trzynastu lat.
Michael by tego dopilnował. Gdyby miał młodszego brata, nauczyłby go radzić sobie w życiu.
Nie wiedział, dlaczego takie myśli przychodzą mu do głowy. Nigdy nie będzie miał
młodszego brata. Ani starszego, ani siostry, ani rodziców.
- Michael, chodź tu wreszcie! - zawołała z salonu Maria. - Chcę trochę przetrząsnąć moje
krągłości.
Michael roześmiał się. Maria zawsze potrafiła go rozśmieszyć. Tego właśnie potrzebował
- szczególnie wtedy, kiedy zaczął się pogrążać w myślach o braku rodziny. Wziął kilka płyt,
potem wyjął z komody bluzę od dresów i szybko zbiegł na dół.
- Pomyślałem, że może być ci zimno. Jesteś cała mokra - powiedział, rzucając jej bluzę.
Gdy Maria włożyła ją posłusznie, usatysfakcjonowany wsadził CD do odtwarzacza i go
włączył.
- Co mam robić? - spytał Dylan, nagle sztywniejąc.
- To, co chcesz! - zawołała Maria, przekrzykując muzykę. - To najfajniejsza strona tańca.
- Zaczęła się obracać i lekko podskakiwać.
Michael starał się trzymać w ryzach, skupiając całą swoją uwagę na Dylanie, który był
wyraźnie przerażony.
- Nie martw się. Nie każdy potrafi tak tańczyć jak Maria - powiedział mu. - Wystarczy,
żebyś trochę poruszał stopami.
- To prawda - odezwała się dziewczyna. - Tak właśnie robi Michael. I zawsze znajdzie się
kilka panienek, gotowych do podjęcia tak desperackiej decyzji, by z nim tańczyć.
Dylan roześmiał się. Maria złapała go za ręce i kilkakrotnie okrążyła z nim pokój. Michael
obserwował ich. Maria miała rację; nie uważał się za złego tancerza, ale w żadnym wypadku
nie dorównywał jej. Ona poddawała się muzyce cała, począwszy od sprężystych jasnych
loków na głowie aż po...
Opanuj się, nakazał sobie. Kiedy przebrzmiały słowa piosenki, wyłączył odtwarzacz.
- Dasz sobie radę - powiedziała dziewczyna Dylanowi.
- A wolne tańce? - spytał zmartwiony chłopak.
- Są łatwiejsze - stwierdził Michael. - Nie musisz nawet poruszać stopami. Po prostu
trzymasz dziewczynę i się kołyszesz.
- Ale - wymamrotał zażenowany Dylan - ale gdzie... gdzie ją trzymać?
Maria zmieniła płytę. Gdy rozległy się dźwięki spokojnej, powolnej piosenki, zgasiła górne
lampy.
- Nie można tego tańczyć przy jaskrawym świetle - powiedziała. - Możesz użyć mnie do
demonstracji - dodała, podchodząc do Michaela.
Nie chciał jej teraz dotykać. Nie mógł jeszcze pozbyć się myśli o jej mokrej bluzce. Nie
miał jednak wyjścia.
- Możesz kłaść dłonie w różnych miejscach - poradził Dylanowi. - Ja zwykle kładę je tu. -
Dotknął talii Marii.
- Dobry wybór - przyznała. - A dziewczyna może zrobić coś takiego - dorzuciła, łącząc
swoje dłonie na karku Michaela.
To było... całkiem przyjemne. Nie było w tym nic niewłaściwego ani żenującego, jak mógł
się spodziewać.
- Mam się trzymać w tej odległości? - spytał Dylan. Wydawało się, że za chwilę weźmie
kartkę papieru i zacznie robić notatki.
- Na początku tak - powiedziała Maria. - Ale są różne oznaki, że dziewczyna wolałaby być
trzymana trochę bliżej. Na przykład, kiedy ci patrzy w oczy.
Podniosła wzrok na Michaela. Ależ miała niebieskie oczy. I zawsze tak ładnie pachniała.
Michael zaczął się zastanawiać, o co właściwie chodziło w tym śnie. Czy był jakiś facet, w
którym się podkochiwała, którego chciała pocałować? A może obudziła się rano, myśląc: „To
było bardzo dziwne. Chyba nie powinnam jeść ananasowej pizzy przed spaniem”.
- Dziewczyna może też obejmować cię w pasie - rozległ się głos Marii.
Zademonstrowała to na Michaelu. To nadal było przyjemne. Spodziewał się, że ogarnie
go fala niepokoju, ale nic takiego nie nastąpiło.
- To jest wyraźny sygnał, że dziewczyna chce, żebyś ją trzymał bliżej - ciągnęła Maria. -
Oczywiście, niektórzy faceci, jak na przykład Michael, są trochę za powolni. Umykają im
bardziej subtelne aluzje.
- Mnie nie umykają żadne aluzje - odpowiedział Michael. Przyciągnął ją do siebie, kładąc
jej rękę na plecach. Maria przytuliła się do niego, opierając mu policzek na piersi.
- Więc to tak? - spytał Dylan.
- Właśnie tak - powiedział Michael.
Chciał się odsunąć, ale Maria go przytrzymała.
- Pozostała jeszcze kwestia całowania. - Uniosła głowę i spojrzała Michaelowi w oczy.
- Kwestia całowania? - powtórzył przerażony Dylan.
- Tak. Czasem podczas tych wolnych tańców ludzie się całują.
Wzrok Michaela zatrzymał się na jej wargach. Ich kolor przypominał mu maliny. Ciekaw
był, jaki mają smak.
Jednak całowanie to była sprawa zupełnie inna niż tańczenie. Taniec wyznaczał pewną
granicę. Można było być przyjaciółmi i tańczyć razem. Ale jeśli ludzie zaczynają się całować,
to przekraczają granicę przyjaźni i wchodzą w... w coś innego.
- Myślę, że już dość się nauczyłeś jak na jeden wieczór - powiedział Michael do Dylana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz