sobota, 6 lipca 2013

Rozdział dwunasty

***12***
Maria usłyszała, że ktoś stuka w jej okno. To mógł być tylko Michael; inni goście wchodzili frontowymi drzwiami. Zerwała się od biurka i otworzyła okno.
- Nie mogę teraz wejść, idę do pracy. Chciałem ci tylko coś dać - powiedział Michael, wręczając jej pióro.
Maria uniosła brwi.
- Dziękuję - wyjąkała. - Chociaż muszę przyznać, że pióro z dziewczyną, z której spada kostium kąpielowy, nie było nigdy moim największym marzeniem.
Zaczęła obracać pióro w ręku, patrząc, jak z dziewczyny zsuwa się skąpe bikini, po czym wskakuje na nią ponownie.
- Naprawdę? - Chłopak roześmiał się. - A ja zawsze o tym marzyłem. To pióro Valentiego - dodał poważnym tonem. - Zwinąłem je z jego biura.
Maria poczuła, jak krew ścina się jej w żyłach.
- Obiecałeś, że nie pójdziesz tam sam. A gdyby cię przyłapał? Gdyby...
- Nic się nie stało.
- Ale mogło się stać.
Bez względu na to, czy Michaelowi się to będzie podobało, musi mnie wysłuchać, postanowiła Maria.
- Jeśli uważałeś, że nie dam sobie rady, chociaż spokojnie bym sobie z tym poradziła, to powinieneś pójść tam z Maxem albo z Alexem.
- Łatwiej było to zrobić samemu - powiedział Michael. - Resztę powiesz mi później, jeśli już musisz.
Dziewczyna potrząsnęła tylko głową. Właściwie nie powinna się dziwić, że zdecydował się wykonać to zadanie samodzielnie. Cały Michael.
- Pozwól mi spróbować, zanim pójdziesz. To zajmie tylko chwilę - rzekła.
- Okay, ale najpierw przyniosę trochę wody. - Michael wskoczył przez okno do jej pokoju.
- Butelka z wodą do spryskiwania stoi na komodzie - poinformowała go Maria, ściskając pióro w dłoni. - Gdzie jest Valenti? - spytała.
Zawirowały kolorowe punkciki. Kiedy się połączyły, dziewczyna znalazła się w wyglądającej jak pobojowisko kuchni, z szeryfem i jego synem Kyle'em. Wiedziała, że oni nie mogą jej zobaczyć, jednak bliskość prześladowcy napawała ją przerażeniem.
- W czym problem, Kyle? - odezwał się Valenti. - Czy talerze są dla ciebie za ciężkie, żebyś je włożył do zmywarki?
Czy też mylą ci się te wszystkie błyszczące guziczki, które trzeba naciskać?
Punkciki zawirowały i Maria znalazła się znowu we własnym pokoju. Wiedziała, że za chwilę nadejdzie atak paraliżu. Po incydencie w wannie nie traciła już świadomości po użyciu mocy. Teraz dokładnie wiedziała, co się wokół dzieje, nie mogła się tylko poruszyć. Wolała już stan utraty świadomości.
Patrzyła, jak Michael chwyta butelkę z komody i podbiega do niej. Nie mogła nawet mrugnąć, kiedy woda dosięgła jej twarzy. Ale woda pozwalała jej wrócić do siebie.
Maria wytarła mokrą twarz rękawem.
- Nie zobaczyłam niczego ciekawego - powiedziała. - Tylko jak Valenti opieprza Kyle'a.
Podczas tych seansów nigdy nie udało jej się obserwować kogoś przez dłuższy czas, jednak tym razem, w przeciągu tych kilku sekund, zobaczyła o wiele więcej, niż chciała. Kyle był totalnym palantem, jednak Marii było go żal. Valenti był wyjątkowo nieprzyjemny dla syna.
- Sam bym chętnie to zobaczył - powiedział Michael, wychodząc przez okno. - Muszę już iść. Jutro robimy wyprzedaż boksujących kosmitów. Trzeba zmienić wszystkie ceny.
- Będę dalej próbowała - obiecała mu Maria.
- Nie! Nie możesz tego robić, kiedy jesteś sama - zaprotestował Michael. - Musisz zaczekać, kiedy będę mógł do ciebie przyjść. Przeraża mnie ten twój stan paraliżu.
Dziewczyna się uśmiechnęła. Bez względu na to, czy traktował ją jak młodszą siostrę, czy nie, Michael niewątpliwie się o nią troszczył.
- Nic mi nie jest - powiedziała. - Nie stresuj się, bo zmuszę cię do połknięcia kilku moich witamin.
- Okay, okay. Dzięki, Mario. - Chłopak przechylił się przez parapet, objął ją w pasie, przyciągnął do siebie i pocałował.
Zanim zdążyła odwzajemnić pocałunek, już go nie było. Patrzyła za nim, kiedy przechodził przez trawnik na tyłach domu, by przeskoczyć przez ogrodzenie.
Przesunęła palcami po wargach. To nie był dokładnie taki pocałunek, jaki sobie wymarzyła, ale został zrobiony pierwszy krok. Uśmiechnęła się znowu. To był niewątpliwie pierwszy krok.
Wróciła do biurka. Chciała ponownie zobaczyć Valentiego; może dał już spokój Kyle'owi i wyszedł z domu. Musi śledzić każdy jego ruch.
Zrób najpierw pracę domową, nakazała sobie. Sprawdzanie poczynań szeryfa co kilka minut było przecież wariactwem.
Zmusiła się, aby poświęcić trochę uwagi geometrii, i przeczytała połowę tekstu z nauk społecznych. A potem nie mogła już czekać ani chwili dłużej. Uznała, że musi się postarać o jakieś informacje dla Michaela.
Może znowu ją pocałuje, jeśli uda jej się pomóc mu w poszukiwaniach? I tym razem to będzie prawdziwy pocałunek, taki, który potrwa dłużej niż pół sekundy.
- Gdzie on jest? - spytała głośno Maria, biorąc do ręku pióro Valentiego.
Punkciki zawirowały, zestaliły się i Maria znalazła się na tylnym siedzeniu samochodu szeryfa. Gnał szosą przez pustynię. Zaczęła się rozglądać, szukając znaków drogowych, ale nie zauważyła żadnego.
Przegroda policyjnego samochodu, oddzielająca kierowcę od przewożonych osób, zamieniła się w kolorowe punkciki.
Ta skała, pomyślała Maria. Musisz zapamiętać tę dziwną skałę. Po chwili znalazła się z powrotem w swoim pokoju. Kiedy odzyskała zdolność poruszania się, wyrwała kartkę z notatnika i zaczęła opisywać skałę, którą zobaczyła z samochodu szeryfa. Jej kształt przypominał kurczaka. Nie był to poważny punkt zaczepienia, ale zawsze coś.
Oczywiście, nie wiedziała, dokąd właściwie jechał Valenti. Mógł się po prostu wybrać na przejażdżkę po pustyni. Postanowiła trochę odczekać i ponowić próbę.
Skończyła czytać tekst z dziedziny nauk społecznych. Powinna zacząć pisać referat na temat „Juliusza Cezara”, który miał być gotowy za tydzień, nie mogła jednak usiedzieć w miejscu. Była zbyt podniecona.
Nastawiła swoje ulubione CD i zaczęła tańczyć, aranżując sobie prywatną dyskotekę.
- Odnajdę statek Michaela! - zawołała.
Tym razem jej matka była w domu. Kevin też. Maria wiedziała jednak, że przy hałaśliwej muzyce niczego nie usłyszą. Dała susa na łóżko i zaczęła po nim skakać.
- On mnie znowu pocałuje. Zakocha się we mnie. Zachichotała. Wiedziała, że zachowuje się jak wariatka, ale nie dbała o to. Tańczyła i wykrzykiwała, dopóki nie zorientowała się, że CD wraca do pierwszej piosenki. Wyłączyła odtwarzacz. Uznawszy, że już wystarczająco długo czekała, postanowiła sprawdzić, co robi Valenti, i chwyciła leżące na biurku pióro.
- Gdzie jest szeryf Valenti? - spytała.
Podłoga zniknęła spod jej stóp, a kolorowe punkciki zawirowały pospiesznie, zdmuchując włosy dziewczyny na twarz. Kiedy się zestaliły, znalazła się w betonowym tunelu. Przed nią szedł szybkim krokiem Valenti, a odgłos jego kroków odbijał się głośnym echem w wąskiej przestrzeni.
Punkciki zawirowały ponownie.
- Nie! - krzyknęła Maria.
Nie mogła tego tak zostawić. To było coś ważnego; czuła to.
- Gdzie jest Valenti?! - zawołała.
Punkciki nie przestały wirować, ale kiedy się zbiegły, Maria nie znalazła się z powrotem w swoim pokoju. Była, wraz z szeryfem, w jasno oświetlonym korytarzu. Patrzyła, jak Valenti wyciąga portfel i pokazuje legitymację stojącemu na końcu korytarza strażnikowi. Był on ubrany na szaro, tak jak tamten, który pilnował bunkra. Była tak blisko...
Valenti, strażnik i korytarz, wszystko zaczęło rozpływać się w masie wirujących punkcików. Maria nie protestowała, kiedy punkciki ukształtowały jej pokój. Gdy minęło odrętwienie, postanowiła zrobić sobie przerwę. Musiała chwilę odpocząć. Czuła potworny ból głowy.
Ale to nie miało znaczenia. Nie teraz, kiedy mogła zdobyć tak wspaniałą wiadomość dla Michaela. Wzięła kartkę z opisem dziwnego kamienia i szybko odnotowała wygląd tunelu i korytarza. Zaraz powróci do Valentiego.
Na kartce papieru pojawiła się jasnoczerwona kropka. Po chwili następna. Czy powracam do Valentiego bez żadnego wysiłku z mojej strony? - pomyślała Maria. Jeśli tak jest, to dlaczego te kropki pojawiają się tak powoli?
Ponieważ te czerwone kropki na kartce papieru to krew, uświadomiła sobie nagle. Z nosa leciała jej krew. To się jej nie zdarzyło od czasu, kiedy miała trzy lata i dostała w nos huśtawką.
Teraz nie miała czasu zajmować się krwawiącym nosem; musiała wrócić do Valentiego. Wyjęła ze stojącego na komodzie pudełka jednorazowe chusteczki, zrobiła z nich tampony i włożyła je do nosa. Powinny zahamować krwawienie. A jeśli to nie pomoże, później jakoś się z tym upora.
Zacisnęła palce na piórze, a drugą dłoń przyłożyła do piersi. Wyczuwała palcami kształt pierścienia.
- Gdzie jest Valenti? - spytała.
***
Alex złapał kolejny zakurzony karton i postawił go na szczycie piramidy. Postanowił zamieść połowę strychu, przesunąć tam wszystkie kartony i wtedy posprzątać resztę.
A może zdecydujesz się wreszcie i zajmiesz sprawą zajęć KSOR, tumanie, pomyślał. Wiesz dobrze, że dopiero wtedy ojciec da ci spokój i nie będziesz musiał wykonywać takich poleceń jak to.
Wziął szczotkę i zabrał się za zamiatanie. Zastanawiał się, jakie będą jego jutrzejsze zajęcia. Wysprzątał już garaż, suterenę i strych. Napracował się też wystarczająco w ogrodzie. Może major każe mu czyścić szczoteczką do zębów podłogi w łazienkach. Alex wiedział, że ojcu nie zabraknie pomysłów.
Niedobrze jest być ostatnim dzieckiem, które jeszcze mieszka z rodzicami, pomyślał. Co prawda jego bracia, zanim wstąpili do wojska - z czego ojciec był bardzo dumny - wystarczająco rozrabiali, aby również otrzymywać swój przydział pracy.
Może zrobię sobie przerwę i zadzwonię do Isabel, pomyślał. Powinienem sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku. Otworzył okno i głęboko zaczerpnął świeżego powietrza.
Jesteś wspaniałym przyjacielem, zadrwił z niego cichy wewnętrzny głos. Chcesz rozmawiać z Isabel, bo tak bardzo się o nią troszczysz. To oczywiście nie ma nic wspólnego z faktem, że dostajesz drgawek, jeśli jej zbyt długo nie widzisz. Popadasz chyba w syndrom braku Isabel.
Usłyszawszy, że ktoś wchodzi po schodach, szybko chwycił śmietniczkę. Pewnie ojciec przychodzi sprawdzić, czy syn nie marnuje czasu. Alex schylił się i zaczął zgarniać śmiecie.
- Cześć - rozległ się za jego plecami cichy głos. Chłopak obejrzał się przez ramię - i zobaczył Isabel z bukietem kwiatów w dłoni. Jak zwykle załomotało mu serce.
- Nie przeszkadzaj sobie - powiedziała. - Postoję sobie tutaj i nacieszę się widokiem, dopóki nie skończysz.
Widokiem? Alex upuścił śmietniczkę i wyprostował się. Chociaż był facetem, który wierzy w równouprawnienie, nie oznaczało to jednak, że może spokojnie słuchać, jak Isabel wygłasza komplementy na temat jego siedzenia.
- Później dokończę - wymamrotał.
Twarz go paliła; modlił się tylko, żeby się zbytnio nie zaczerwienić.
- Te kwiaty są prezentem na przeprosiny - oznajmiła Isabel, wkładając mu bukiet do ręki. - Ponieważ to są już drugie przeprosiny w ciągu tygodnia, pomyślałam, że należy ci się luksusowa wersja.
- Hmm, dziękuję. Jeśli chodzi ci o to, że nazwałaś mnie obiektem miłosierdzia, to nie masz się czym przejmować. Wiem, że żartowałaś. - Alex położył kwiaty na podłodze.
- Akurat nie za to chciałam cię przeprosić, chociaż za to też powinnam - powiedziała Isabel.
Och, tylko nie to, pomyślał Alex. Zaraz powie, że jest jej bardzo przykro, że płakała, kiedy ją całowałem! To okropne. Czy oboje nie mogliby udawać, że to się w ogóle nie zdarzyło? Dlaczego dziewczyny muszą tak dużo o wszystkim mówić?
- Chcę tylko powiedzieć, że okropnie cię wykorzystywałam. Chciałam, żebyś mi pomógł przebrnąć przez... to, co się wydarzyło - mówiła Isabel. - Zabierałam każdą minutę twojego czasu, bo bałam się zostać sama.
- To nie było wykorzystywanie. Jesteśmy przyjaciółmi.
- Ale jest jeszcze tamta sprawa... no wiesz, myślałam o Nikolasie, kiedy cię całowałam i płakałam. Muszę cię za to przeprosić - upierała się Isabel.
Już samo wydarzenie było wystarczająco nieprzyjemne. Alex nie miał najmniejszej ochoty na analizowanie tego wszystkiego.
- Zapomnij o tym - mruknął.
- Nie mogę o tym zapomnieć. Po szkole pojechałam do centrum handlowego. Chciałam popatrzeć na miejsce, gdzie zginął Nikolas, żeby udowodnić sobie, że potrafię to zrobić - dodała drżącym głosem. - To było okropne, ale zrobiłam to.
- To wymagało od ciebie dużej odwagi. Isabel wzruszyła ramionami.
- Potem chodziłam po sklepach, gdzie byłam z Nikolasem tuż przed...
Alex skinął głową. Tak musi wyglądać piekło. Wysłuchiwanie osobistych wspomnień Isabel o Nikolasie. Powiedział tej dziewczynie, że będzie zawsze do jej dyspozycji, i chciał być. Ale czy ona nie mogłaby omawiać tych szczegółów z Liz albo z Marią?
- Zaczęłam o nim myśleć. I o tobie. I uświadomiłam sobie, że gdyby Nikolas jeszcze żył i obaj stanęlibyście przede mną, to wybrałabym ciebie - powiedziała szybko Isabel.
Tak, pomyślał chłopak, tak jest teraz, kiedy Nikolas nie żyje. A wtedy, kiedy rzeczywiście obaj przed nią stali, odeszła, nawet na mnie nie spojrzawszy.
- Isabel, ja... dziękuję, że mi to mówisz. Ale nie myślę... Uważam - wyjąkał Alex, lecz po chwili wziął się w garść. - Nie powinniśmy chyba próbować stać się dla siebie kimś więcej niż przyjaciółmi.
- Okay. Doskonale to rozumiem. Chcę ci tylko jeszcze coś dać i już sobie idę. - Isabel wyciągnęła z torebki rolkę fotografii i podała ją Alexowi.
Te zdjęcia były robione w tym samym automacie w centrum handlowym co te, które znalazł. Poznał od razu to wypłowiałe niebieskie tło. Przynajmniej nie będzie na nich Nikolasa, pomyślał.
Isabel pochyliła się i dotknęła pierwszej fotografii na rolce.
- Myślałam wtedy o tym, jak pomogłeś odsunąć podejrzenia Valentiego od Maxa, zaraz po tym, kiedy dowiedziałeś się o nas całej prawdy. - Wskazała palcem następne zdjęcie. - A tu myślałam o brzmieniu twojego głosu, kiedy opowiadałeś mi przez drzwi te wszystkie historie. Siedziałam po drugiej stronie i słuchałam każdego twojego słowa. - Przesunęła palce w dół, na kolejne zdjęcie. - A tu myślałam o tym, jak mnie dotykałeś na balu. Pamiętasz?
Alexowi zaczęło nagle brakować tchu. Tak, pamiętał. Doskonale pamiętał.
- A przy tym ostatnim zdjęciu myślałam, jak bardzo pragnę, żebyś mnie znowu pocałował - powiedziała.
Może naprawdę wybrałaby mnie, a nie Nikolasa.
Alex pochylił się i pocałował ją, ledwie muskając wargami jej usta.

Isabel miała otwarte oczy i patrzyła na niego przez cały czas. Na niego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz