poniedziałek, 8 lipca 2013

Rozdział piętnasty - ostatni

***15***
- Nie wiem, co się stało. Nawet nie nawiązałem łączności - rzekł Max.
Isabel podbiegła do Michaela i położyła mu dłonie na piersi.
Potrafisz to zrobić, pomyślała. Masz moc. Skup całą uwagę na Michaelu, tylko na nim. Zaczęła głęboko oddychać, czekając na powódź obrazów z umysłu Michaela. Nie ukazały się.
Nie pozwoli mu umrzeć. Nie potrafiła uratować Nikolasa. Była wtedy zbyt przerażona, by podjąć taką próbę. Stała i patrzyła, jak Valenti go zabija. Ale teraz nie będzie stała bezczynnie, nie pozwoli umrzeć przyjacielowi. Uratuje go.
Podciągnęła podkoszulek Michaela i położyła dłonie na jego nagiej skórze. Bezpośredni kontakt zawsze pomagał jej w nawiązaniu łączności. Zamknęła oczy, starając się oddychać wolno i równomiernie. Wiedziała, że jeśli będzie spięta i spróbuje wszystko przyspieszyć, to wtedy nawiązanie łączności może się okazać trudne.
Obrazy wciąż się nie pojawiały. Może osłabiła swoją moc, nie używając jej.
- Max, musisz mi pomóc. - Otworzyła oczy. - Nie mogę nawiązać łączności.
Max pochylił się nad przyjacielem i położył dłonie na jego piersi, po przeciwnej stronie niż Isabel.
- Spróbujmy razem - powiedział.
Oboje znali Michaela przez całe życie. Kochali go. Jeśli ktoś mógł nawiązać z nim łączność, to tylko oni. To musiało się udać. Musiało.
Isabel wsłuchiwała się w głęboki oddech brata i dostosowała się do jego rytmu. Przypominała sobie wszystkie chwile, które spędziła z Michaelem.
- Coś się dzieje - szepnął Alex. - Popatrzcie na Michaela. Isabel spojrzała na niego i zobaczyła, że wokół jego ciała tworzy się jakaś szara poświata. To się nigdy przedtem nie zdarzało w trakcie uzdrawiania. Czy to był dobry, czy zły znak?
- Zobaczymy, czy to pomoże - powiedział Ray. Ukląkł przy Michaelu i położył mu dłonie na czole. Poświata wokół chłopca trochę się rozjaśniła.
A po chwili zamigotała i zgasła.
***
- Rusz się, Max. Na co czekasz? - spytał Michael. - Musisz to zrobić teraz. Zanim nie będzie za późno.
Max nie odezwał się. Nikt się nie odzywał. W pokoju panowała absolutna cisza. Nawet zegar przestał tykać.
Michael otworzył oczy i uniósł się do pozycji siedzącej. Max, Maria, Isabel, Alex, Liz i Ray - wszyscy gdzieś zniknęli. Co się dzieje? Z trudem podniósł się na nogi, kręciło mu się głowie.
- Gdzie jesteście?! - krzyknął. Podbiegł do drzwi i je otworzył. Zbiegał w dół, po dwa stopnie naraz. Jeep Maxa był nadal zaparkowany przed muzeum UFO. Wyraźnie go widział. Ale... ale wszystko, poza parkingiem, pokrywała gęsta mgła.
- Max! Maria! Ktokolwiek! Jesteście tam? Słyszycie mnie? - wrzeszczał Michael.
Znowu nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Coś jednak poruszało się we mgle. Zbliżało do niego.
Wytężył wzrok i zobaczył dwie postacie - wysokie i chude, z niezwykle długimi rękami i nogami. Przybliżyły się i zobaczył ich twarze. To byli oni. Łowcy głów.
- Właśnie na was czekałem! - krzyknął.
Zaraz im pokaże, że nie powinni zbliżać się do kogoś, na kim mu zależy.
Wbił wzrok w jednego z łowców, ruszył na niego i przewrócił go na ziemię. Walił jego głową o asfalt, raz po raz. Chciał, żeby już nigdy nie mógł się podnieść.
Wtedy zaatakował go drugi łowca. Michael upadł na plecy. Napastnik przycisnął palce do jego brzucha. Łączność została nawiązana natychmiast. Michael czuł, że umysł łowcy bada jego wewnętrzne organy - że robi mu dziurę w żołądku.
- Chcesz się zabawić, to się bawmy - mruknął chłopak. Przejrzał szybko całe ciało łowcy. Widział jego wnętrzności, mięśnie i tkanki. Zauważył jakiś dziwny gruczoł u nasady szyi. Zobaczymy, do czego to służy, pomyślał, po czym skupił się na tym organie, ściskając go siłą swojego umysłu.
Poczuł, że łowca wyrywa mu następną dziurę w żołądku. Michael zacisnął powieki, czując, jak rozlewa się jego kwas żołądkowy. Dość zabawy, zadecydował. Nie potrafił dostrzec w ciele łowcy niczego, co przypominałoby serce. Ale w miejscu, gdzie powinna być wątroba, coś pulsowało. To może być ważny organ.
Skupił się na nim, zgniatając komórki siłą swojego umysłu. Usiłował sobie wyobrazić, że jest walcem, który sprasowuje aluminiową puszkę. Ścisnął jeszcze mocniej. To coś przestało bić.
Michael zepchnął z siebie łowcę i przyłożył dłonie do brzucha. Rozpraszał cząsteczki kwasu żołądkowego. Piekący ból żołądka zelżał. Wreszcie poczuł się tak, jakby zjadł za wiele hot dogów z ostrym chili.
Kątem oka zauważył jakiś nagły ruch. To był ten pierwszy łowca. Więc wciąż żył?
Czas na drugą rundę. Michael podniósł się na nogi i kiedy zrobił krok w jego kierunku, usłyszał jakiś świst. Ciało łowcy rozpołowiło się.
Obie połówki zwróciły się przeciwko Michaelowi, wpatrując się w niego setkami oczu.
Chłopak zaczął się cofać, potykając się o łowcę, który leżał na ziemi. Zanim zdążył wykonać jakiś ruch, rzucili się na niego. Jeden z nich miażdżył największą arterię w mózgu Michaela, a drugi sięgał do jego serca.
Przed oczami chłopca ukazały się czerwone punkciki. Potem już wszystko było czarne.
***
Maria wydała głośny jęk, kiedy zanikła poświata wokół ciała Michaela. To nie może się stać. Ona do tego nie dopuści.
Ale co mogła zrobić? Była znowu tylko zwyczajną dziewczyną. Nie posiadała żadnej mocy.
- Michael, nie poddawaj się! - krzyknęła. Przynajmniej będzie wiedział, że jest przy nim. Niech wie, że jej na nim zależy. Może ją słyszy. Przecież ona go wtedy słyszała.
Liz podeszła do Marii i objęła ją ramieniem.
- Musisz walczyć, Michael - powiedziała. - Wiem, że jesteś waleczny.
Alex objął obie dziewczyny.
- Musisz do nas wrócić, Michael. Jesteś mi winien dwa dolary!
Jak to dobrze, że miała przy sobie przyjaciół. Maria nie wyobrażała sobie nawet, co by zrobiła, gdyby musiała przez to przechodzić sama.
Tak, pomyślała. Sama nie dałabym sobie z tym rady. Żadne z nas by sobie nie poradziło.
Podbiegła do Maxa i Isabel i chwyciła ich za ręce.
- Alex, Liz, chodźcie do nas. Musimy utworzyć krąg, jak wtedy w jaskini.
Liz i Alex nie zadawali żadnych pytań. Wszyscy zgromadzili się wokół Michaela - Liz wzięła Raya za rękę, z drugiej strony miała Alexa. Alex trzymał rękę Maxa, a Ray ujął dłoń Isabel.
Kiedy zamknęło się koło, Michaela otoczyły barwne smugi. Intensywnie niebieski kolor emanował z Marii, szmaragdowozielony z Maxa, cynobrowy z Alexa, bursztynowy z Liz, nasycony fiolet z Isabel i prawie białe światło z Raya.
Po twarzy Marii spływały łzy. To musi się udać. Ten wieczór w jaskini, kiedy Max nawiązał łączność między całą ich grupą, był najbardziej znaczącym doświadczeniem w całym jej życiu. O wiele silniejszym niż to, co odczuwała, używając Kamienia. Jeśli siła grupowej łączności nie wystarczy, by uratować Michaela, to nic innego mu nie pomoże.
- Michael, wracaj do nas! - zawołał Max.
- Żebyś się nie ośmielił mnie opuścić - dodała Isabel.
- Kocham cię, Michael - szepnęła Maria. Czekali.
- Skoncentrujmy się - błagała Maria.
Czuła silny uścisk dłoni Maxa i paznokcie Isabel, wbijające się w jej prawą dłoń.
Pojawił się nowy kolor - formował się bardzo, bardzo wolno. Mieszał się z niebieskimi, zielonymi, cynobrowymi, fioletowymi, bursztynowymi i białymi pasmami. Złotoruda aura Michaela. Stawała się coraz jaśniejsza, aż wypełniła cały pokój złocistą poświatą.
Michael otworzył oczy.
- Nie możecie nawet przez chwilę obyć się beze mnie? - wymamrotał.
- Jesteś pewny, że to jest bezpieczne? - spytała Maria. Cały czas trzymała Michaela za rękę. Chyba już nigdy jej nie puści.
- To jedyny sposób - odpowiedział Ray. - Nie chcę, żeby wrócił tam, gdzie jakiś niewinny człowiek może go znaleźć. A na tej planecie nie ma takiej siły, która mogłaby go zniszczyć. U mnie Kamień będzie bezpieczny.
- Nie będziesz go używał? - dopytywał się Michael. Nie chciałbym, żeby moja „śmierć” miała pójść na marne. Ci łowcy głów byli bardzo nieprzyjemni.
- Nigdy go nie użyję - obiecał Ray. - Może jeszcze napijecie się Lime Warpa?
- Z przyjemnością - powiedział Michael.
- Jesteś pewien, że nic ci nie jest? - zwróciła się Maria do Michaela, kiedy Ray poszedł do kuchni. - Nie powiedziałeś nam, jak to było.
- Nie chcę o tym mówić - szepnął, a w jego pięknych oczach ukazał się wyraz bólu. - Oni mnie zabili. Jestem tego pewny. Byłem martwy. Nie wiem, w jaki sposób zdołaliście mnie uratować.
Isabel ujęła drugą dłoń Michaela i uśmiechnęła się do Marii.
- Praca zespołowa - rzekła. - Okazuje się, że wszyscy potrzebujemy cudzej mocy.
- Nie - poprawiła ją Maria. - My wszyscy potrzebujemy siebie nawzajem.
***
- I to było mocne przeżycie - odezwała się Liz, kiedy schodzili z Maxem ze schodów. - Muszę powiedzieć, że moje życie stało się o wiele ciekawsze, od czasu kiedy zostaliśmy... przyjaciółmi.
Max wstrząsnął się z lekka.
- Może w ogóle powinniśmy przestać się widywać - powiedział.
- Przestań. - Złapała go za ramię, zmuszając, żeby na nią popatrzył. - Nie wolno ci tak mówić. Nie czułeś, co się tam wydarzyło? Myślisz, że to byłoby możliwe z jakąś inną grupą ludzi? Pomiędzy nami jest szczególna więź... pomiędzy nami wszystkimi. Nie możesz tego odrzucać.
Max popatrzył jej w oczy.
- Masz rację - powiedział, przyciągając ją do siebie.
Liz wtuliła się w ramiona chłopca, opierając policzek na jego piersi. Nawet gdyby mieli być tylko przyjaciółmi, mogłaby tak trwać wiecznie. Przytulając się do Maxa, słuchając bicia jego serca.
Jego serce... nie biło tak, jak powinno.
Max puścił Liz; ręce opadły mu bezwładnie. Liz patrzyła z przerażeniem, jak oczy uciekają mu w tył głowy. Osunął się na ziemię.
Przełożyła: Zuzanna Maj

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz