***3***
Isabel wygładziła krótką zielono - czarną spódniczkę. Następnym
razem powinno się już udać. Kiedy krzykną „owacja”, miała się pochylić na
„owa”, żeby na „cja” Stacey Scheinin mogła jej skoczyć na plecy w wielkim
finale cheerleaderek. Nie było w tym nic trudnego. Robiła to już setki razy,
ale dzisiaj jakoś nic jej nie wychodziło.
Chyba mam do tego wystarczające powody, powiedziała sobie w
duchu. Mój brat omal wczoraj nie umarł, a Michael jest zamknięty w bunkrze.
Miała jednak pewność, że przyjaciel żyje. Tak silnie odczuwała
jego strach i gniew, jakby stał obok i szeptał jej do ucha. Ich trójka
potrafiła przekazywać sobie wzajemnie odczuwane emocje, ale Isabel nigdy to nie
interesowało i wyciszała ich odbiór. Teraz pragnęła odczuwać to wszystko, co
czuje Michael, wiedzieć, co się z nim dzieje, poznać jego przeżycia.
- Okay, wiem, że każda z was się spieszy - rozległ się piskliwy
głos Stacey. - Ale żadna stąd nie wyjdzie, dopóki nie dopracujemy wszystkich
szczegółów. Słyszysz mnie, Isabel? Wiem, że marzysz o tym, żeby dołączyć do
swojego chłopaka, bo chyba tak go nazywasz? - dodała, zerkając na siedzącego na
ławce Alexa. - Chociaż nie wydaje mi się, żeby na to zasługiwał.
Część dziewczyn zareagowała na to oświadczenie głośnym
chichotem. Fanki Stacey zawsze szły za jej przykładem, było więc oczywiste, że
radośnie reagują na docinki, których ich bożyszcze nie szczędziło Isabel.
Fakt, że Isabel chodziła teraz z Alexem, dawał Stacey pole do
popisu, chociaż był on całkiem atrakcyjnym chłopakiem. Ale jak dotąd Isabel
zadawała się wyłącznie z chłopcami ze szkolnej elity, takimi, o jakich marzą
wszystkie dziewczyny. Alex był miły i inteligentny, jednak poniżej poziomu jej
poprzednich podbojów.
- Nic ci nie jest? - szepnęła Tish Okabe, dziewczyna, która
zawsze stała po jej stronie.
- Dobrze się czuję - odparła Isabel.
Nagle uderzyła w nią płynąca od Michaela fala przerażenia.
Skoncentrowała się, aby przesłać mu własne uczucie... miłości. Tak, zawsze
kochała Michaela. Początkowo jak drugiego starszego brata, który dawał jej
poczucie bezpieczeństwa; potem, kiedy była jeszcze małolatą, zadurzyła się w
nim, a później... Kim dla niej jest? Więcej niż przyjacielem, ale również nie
do końca bratem...
- Nie przejmuj się - powiedziała Tish, wyrywając ją z
zamyślenia. - Nie musisz odpowiadać na zaczepki Stacey.
Isabel postanowiła jednak zareagować. Ta dziewczyna ostatnio
zbyt wiele sobie pozwalała.
- Alex na pewno różni się od twoich chłopaków, Stacey! -
zawołała. - Nie powłóczy nogami i nie wygląda na debila.
Nie była to może najlepsza riposta, ale była zadowolona, że się
na nią zdobyła. Stacey, próby cheerleaderek czy też Alex to były sprawy, które
ją teraz mało obchodziły. Całą uwagę skupiła na Michaelu.
- Gotowe! - zawołała Stacey.
Isabel przyłączyła się do entuzjastycznych okrzyków
cheerleaderek, starając się jednocześnie utrzymać właściwą postawę i uśmiech na
twarzy, nie miała bowiem najmniejszej ochoty powtarzać tej sceny.
Okay, dobrze ci idzie, zachęcała się w duchu. Trzymaj głowę
wysoko i uśmiechaj się, a teraz ruchy ramion - w lewo, potem w prawo. Uśmiech i
jeszcze raz uśmiech. Już niedługo się to skończy, zaraz przemaszerują Tish i
Corrine. Teraz twoja kolej, doskonale, idź dalej, zatrzymaj się i pochyl do
wielkiego finału.
Poraziła ją nagła błyskawica gniewu, wściekłości i nienawiści.
Zachwiała się w tej samej chwili, kiedy Stacey wskoczyła jej na plecy i zaraz
potem wylądowała na podłodze. Podniosła się na nogi, sina ze złości.
- Powtarzamy - oświadczyła. - Ciekawa jestem, czy Isabel potrafi
to zrobić, nie wyrządzając mi krzywdy.
Tak musi wyglądać piekło, pomyślała Isabel. Wznosić bez przerwy
entuzjastyczne okrzyki, mieć uśmiech przyklejony do twarzy, wiedząc jednocześnie,
jak bardzo cierpi osoba, którą się kocha.
- Za piętnaście minut muszę być w pracy - powiedziała Lucinda
Baker. - A mój szef na pewno nie zaakceptuje usprawiedliwienia podpisanego
przez główną cheerleaderkę.
- Ja też muszę iść - odezwała się Tish.
Dziękuję wam, pomyślała w duchu Isabel. Skupiła się, żeby wysłać
Michaelowi następny ładunek emocjonalny. Nigdy dotąd nie próbowała przekazywać
swoich uczuć ani bratu, ani przyjacielowi. Miała jednak nadzieję, że ten
komunikat dotrze do Michaela, pragnęła, żeby czuł, że jest przy nim, tam, w
bunkrze.
- No dobrze. Idźcie! - zawołała Stacey. - Ale macie tu być jutro
o siódmej rano. Musimy być perfekcyjnie przygotowane - ciągnęła coraz bardziej
piskliwym głosem.
Isabel przyszło na myśl, że te przenikliwe dźwięki pewnie
pobudziły do wycia wszystkie psy w mieście. Obróciła się na pięcie i pobiegła w
stronę szatni.
- Muszę się przebrać - poinformowała po drodze Alexa.
Chłopak chwycił ją za rękę. - Nie chcę, żebyś się przebierała -
powiedział. Chciała się wyrwać, ale trzymał ją zbyt mocno.
- Wiem, chcesz powiedzieć, że zawsze ci się podobam -
zażartowała.
- Nie. Chociaż teraz też bardzo mi się podobasz. Nie chcę, żebyś
się przebierała, bo jeszcze nigdy nie
całowałem cię, kiedy miałaś na sobie ten kostium. - Przyciągnął ją do siebie,
stała teraz pomiędzy jego kolanami.
- To cię kręci, prawda? - spytała.
Miała ochotę obejrzeć się i zobaczyć, czy Stacey ją obserwuje,
ale nie chciała sprawiać jej takiej satysfakcji.
- Oczywiście. - Przesunął dłonią po jej nodze. - Szczególnie te
zielone majtki. Czy to naprawdę majtki? Może nosisz pod nimi jeszcze jedną
parę? - spytał, głaszcząc jej udo.
- Niektóre sprawy muszą pozostać tajemnicą - oświadczyła Isabel,
odpychając jego rękę.
Alex roześmiał się tylko.
- Okay, masz rację. Nie powinno się wiedzieć, w jaki sposób
magik wyciąga królika z kapelusza. Zabawniej jest nie wiedzieć - powiedział,
sadzając ją obok siebie na ławce.
Nie obchodzi mnie to, czy Stacey się nam przygląda, pomyślała
Isabel. Kiedy zacznie się całować z Alexem, zapomni o niej. To właśnie było
wspaniałe - pocałunki Alexa były dla niej miniwakacjami od całego świata, a
tego teraz potrzebowała.
Chłopak przez chwilę przeczesywał palcami jej włosy, potem
poczuła na ustach jego wargi. Czasami jego pocałunki były tak słodkie i
delikatne.
Przesunął ręce na plecy Isabel, całując ją coraz bardziej
namiętnie. Jakie emocje odbiera teraz Michael? - przyszło jej nagle do głowy.
Czy wie, że pozwalam sobie na pieszczoty, kiedy on...
- Nic ci nie jest? - Alex odsunął się od niej.
- Nie - powiedziała, wstając z ławki. - Wrócę za chwilę.
Poszła szybkim krokiem do szatni. Po raz pierwszy pocałunki
Alexa nie przesłoniły jej całego świata.
Kłamiesz, skarciła się w duchu. Przestały na nią działać, odkąd
przeniknęła do snu Michaela i zobaczyła siebie w jego ramionach.
***
- Chciałabym być... wiesz kim - powiedziała Maria do
przyjaciółki, rzucając nieprzyjęte zamówienie na wózek i popychając go w stronę
kuchni. - Nie chcą sera na Mother Chip Burger! - zawołała.
- Nie mam pojęcia - odpowiedziała Liz. - Kim?
- No, wiesz przecież. - Maria rozejrzała się po kawiarni
Latający Talerz. Tego dnia nie było tłoku. Nieliczni goście, którzy siedzieli
przy stolikach ustawionych w kształcie Niezidentyfikowanych Obiektów
Latających, nie zwracali uwagi na rozmawiające kelnerki. Maria uznała jednak,
że tajemnicze „wiesz kim” mogło wzbudzić podejrzenia.
- Możesz to jakoś sprecyzować? - poprosiła Liz. - Nie mam
pojęcia, o czym mówisz.
- No wiesz, jak Isabel, Max i Michael - szepnęła Maria.
- Naprawdę? - Zdumiona Liz poprawiła spinkę, przytrzymującą jej
długie czarne włosy. - Nawet po tym wszystkim, co się wydarzyło? Ziemia nie
jest dla nich zbyt przyjaznym miejscem.
- Chodzi mi o to, że Isabel i Max potrafią odbierać emocje
Michaela - tłumaczyła jej przyjaciółka. - Do pewnego stopnia zdają sobie sprawę
z tego, co tam przeżywa. Wiedzą... - Urwała, jakby nie chcąc kusić losu swoimi
myślami. - Wiedzą, że Michael jeszcze żyje. - Maria szalała z niepokoju. Nie
mogła myśleć o niczym poza Michaelem. Co się z nim dzieje w tym bunkrze? Co z
nim robi szeryf Valenti?
Isabel również nie znała odpowiedzi na wszystkie pytania, ale
przynajmniej wiedziała, czy chłopak odczuwa ból, strach, czy jest wściekły, czy
zrozpaczony. Była z nim powiązana, a Maria nie miała nic poza uczuciem pustki.
Ta pustka stawała się z każdym dniem coraz bardziej przerażająca.
- On na pewno nie umrze - uspokajała ją Liz. - Zastanów się
tylko. Valenti traktuje go jak ważną zdobycz. Michael posiada bezcenne dla
niego informacje. Szeryf nigdy go nie zabije, dopóki nie znajdzie innego... no
wiesz... - Odetchnęła głęboko. - Uwolnimy go, zanim to się stanie.
- Wiem, wiem. - Maria skinęła głową. - Jednak chciałabym...
Rozległy się pierwsze tony Close Encounters, więc Maria rzuciła
okiem na drzwi, żeby zobaczyć, kto wchodzi. To był Alex. Ucieszyła się na jego
widok; może przyjaciel zdoła odwrócić ich myśli od tego tematu.
- Co myślicie o majtkach na każdy miesiąc roku? - spytał Alex,
siadając na stołku przy barze.
- Co takiego?! - wykrzyknęła Liz.
- To nowa lista na mojej stronie internetowej: Fatalne pomysły
na robienie interesów.
- Kto zmienia bieliznę raz w miesiącu? - zdziwiła się Maria. -
Gdyby wyprodukowali je tylko z rocznikiem, to miałyby szalone powodzenie. -
Usiłowała zachować powagę, ale dostała ataku śmiechu.
- Czy ona mnie przedrzeźnia? - Alex zwrócił się do Liz. - Myślę,
że właśnie to robi.
Maria śmiała się nadal i nie mogła przestać. Łzy napływały jej
do oczu, bolał ją brzuch, ale nie mogła przestać. Gdy przyjaciółka Liz podała
jej szklankę wody, napiła się trochę i natychmiast się zakrztusiła. Rozkasłała
się, prychała i dusiła.
Alex przechylił się przez ladę i zaczął ją walić po plecach.
Zakasłała jeszcze raz i zdołała chwycić oddech. Wzięła z baru serwetkę, żeby
wytrzeć oczy.
- Dobrze się czujesz? - spytała Liz.
- Tak. Tylko się wstydzę - odparła Maria. Znowu wytarła oczy,
ale łzy leciały dalej. Boże, ja naprawdę wariuję, pomyślała. Szybko rozejrzała
się po kawiarni. - Wszyscy na mnie patrzą.
- Zamówienie gotowe! - usłyszeli głos kucharza, Stana.
- Ja podam. - Liz chwyciła talerze, żeby je zanieść gościom.
- Na pewno nic ci nie jest? - Alex wyciągnął następną serwetkę i
podał ją Marii.
- Nie. A ty skąd się tu wziąłeś? - zainteresowała się nagle. -
Myślałam, że idziecie z Isabel do centrum handlowego, kiedy ona skończy próbę.
- Nie miała nastroju - wyjaśnił z ponurą miną. - Nie miała
również nastroju, żeby tu przyjść. Ani też, żebym posiedział z nią w domu -
dodał.
- Chyba nie myślisz, że to ma jakiś związek z tobą? Jestem
pewna, że ona po prostu potrzebuje trochę samotności. Okropnie martwi się o
Michaela.
- Tak - zgodził się Alex. - Tylko że...
- Tylko że co?
- Tylko że zanim złapano Michaela, miałem uczucie, że ona... Sam
nie wiem. Przypomnij sobie tę imprezę, na której byliśmy w zeszłym tygodniu.
Odeszła ode mnie i nie było jej przez godzinę.
- Przez całą godzinę? - zażartowała Maria, chociaż coś ją
ścisnęło za gardło.
Wiedziała, gdzie wtedy była Isabel. Była w ogrodzie, na tyłach
domu, i stała bardzo blisko Michaela.
Czy to z powodu Isabel Michael nie zareagował, kiedy
powiedziała, że go kocha?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz