***10***
- Teraz coś narysuję - powiedział doktor Doyle - a wy postaracie
się dokładnie to odtworzyć. - Zaczął tak szybko szkicować w swoim bloku, że
jego magiczny marker skrzypiał przy każdym ruchu ręki.
- Okay, tylko żadnej pornografii, doktorku - rzekł Michael.
Cameron zamknęła oczy i starała się przybrać wygląd osoby, która
wprowadza się w trans; osoby, która posiada zdolności percepcji pozazmysłowej.
Z ledwością hamowała uśmiech. To nie było normalne, ale cieszył ją fakt, że
została zamknięta w tym bunkrze.
Razem z Michaelem. To było kluczowe hasło, wypisane dużymi
literami i podkreślone grubą kreską.
Usłyszała, że ktoś otwiera drzwi laboratorium. Wszedł strażnik.
Liczba klawiszy w laboratorium wzrosła więc do trzech.
- Szeryf Valenti cię wzywa - zwrócił się do dziewczyny.
- Uuuu, ktoś będzie miał kłopoty. - Michael starał się ukryć
zaniepokojenie.
- Uważaj na doktora - ostrzegła go bezgłośnym ruchem warg.
Wyszła z pokoju, eskortowana przez strażnika.
Długo szli korytarzem, zanim dotarli do biura Valentiego.
Strażnik zastukał i usłyszeli krótkie: „Wejść”. Konwojent wpuścił ją do środka
i zamknął za nią drzwi.
Cameron usiadła na stojącym przed biurkiem szeryfa krześle, nie
czekając na zaproszenie.
- Kamera zarejestrowała, że miałaś przy sobie karabin maszynowy
- powiedział Valenti.
Dziewczyna milczała.
- To prawda - przyznała wreszcie. - Pan żąda, żeby Michael
nabrał do mnie zaufania. Czy mógłby zaufać komuś, kto nie udzieliłby mu pomocy
przy próbie ucieczki?
- A więc karabin maszynowy służył jako rekwizyt - rzekł szeryf.
Cameron nie była jednak pewna, czy jej uwierzył.
- Michael nie uważa mnie za głupią - ciągnęła. - To wyglądałoby
bardzo podejrzanie, gdybym zostawiła leżącą na podłodze broń, skoro mieliśmy
siłą przebijać się do wyjścia.
- Zdaję sobie z tego sprawę - przyznał Valenti. - Ale również
zdaję sobie sprawę, że zbyt się zaprzyjaźniłaś z naszym kolegą Michaelem.
Widzę, jak na niego patrzysz. Trochę zbyt dobrze się bawisz. Nie ma w tym nic
złego, ale już najwyższy czas, żebyś mi dostarczyła jakieś informacje. Oczekuję
też, że przekażesz mi wcześniej wiadomość, gdyby Michael wymyślił nowy plan
ucieczki. Musisz tylko udawać, że jesteś chora, a strażnik zaraz cię do mnie
przyprowadzi.
- Nie ma sprawy - powiedziała Cameron. - To na tyle?
- Mniej więcej - odrzekł Valenti. - Były jakieś problemy z
historyjką o percepcji pozazmysłowej?
- Nie, wszystkie gierki odniosły zamierzony skutek.
- Pamiętaj, że jeśli on cię dotknie, to dowie się o tobie wielu
rzeczy, łącznie z tym, że jesteś tu, aby go szpiegować.
- Tak, pamiętam - powiedziała dziewczyna, wstając i kierując się
do drzwi.
- Nie wychodź jeszcze. Chcę ci coś pokazać. To cię powinno
zainteresować - rzekł Valenti.
Cameron odwróciła się. Szeryf trzymał kartkę papieru. Podeszła
wolno do biurka, wzięła ją i obróciła. Ręka jej drżała.
Opanuj się, nakazała sobie w duchu, ale dłoń nadal drżała i kartka
spadła na podłogę. Cameron spojrzała w dół i zobaczyła swoją fotografię, pod
którą wydrukowano dużymi literami słowa: „Czy ktoś widział tę dziewczynę?”
- Miło jest dowiedzieć się, że rodzice tak bardzo się o ciebie
troszczą, prawda? - spytał szeryf. - Porozwieszali te plakaty w całym stanie.
- Nie wrócę do domu - oświadczyła. Głos też jej drżał.
- Jeśli nie chcesz wrócić, to wiesz, co masz zrobić. Poznać
nazwiska innych kosmitów - oznajmił Valenti. - Pamiętaj też, że nie będę czekać
w nieskończoność.
Usiłowała zrobić obrażoną minę.
- On nawet nie przyznał, że jest kosmitą, dopóki nie
powiedziałam...
- Jesteś wolna. Możesz odejść - uciął szeryf. Akurat... wolna,
pomyślała.
Wyszła z biura i cicho zamknęła drzwi, lecz dłonie nadal jej
drżały.
Strażnik zaprowadził ją z powrotem do laboratorium. Dotarli tam
zbyt szybko; wchodząc do środka, Cameron głęboko wciągnęła powietrze w płuca.
Michael uśmiechnął się do niej szeroko, a ją oblała fala gorąca.
Nie zawsze go okłamywałam, przekonywała się w duchu. Naprawdę uciekłam
z domu, a Valenti mnie wytropił. A moi rodzice uważają mnie za wyrzutka
społeczeństwa, chociaż z innego powodu, niż Michael może przypuszczać.
Jego przyjaciele, kimkolwiek są, dysponują mocą, podobnie jak
on, wmawiała sobie, starając się opanować ogarniające ją obrzydzenie. Nawet
gdybym podała Valentiemu ich nazwiska, to wcale nie oznacza, że uda mu się ich
złapać. A nawet jeśli mu się uda, to przynajmniej będą mieć siebie nawzajem.
A ja nie mam nikogo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz