piątek, 9 sierpnia 2013

Rozdział dziesiąty

***10***
- Teraz coś narysuję - powiedział doktor Doyle - a wy postaracie się dokładnie to odtworzyć. - Zaczął tak szybko szkicować w swoim bloku, że jego magiczny marker skrzypiał przy każdym ruchu ręki.
- Okay, tylko żadnej pornografii, doktorku - rzekł Michael.
Cameron zamknęła oczy i starała się przybrać wygląd osoby, która wprowadza się w trans; osoby, która posiada zdolności percepcji pozazmysłowej. Z ledwością hamowała uśmiech. To nie było normalne, ale cieszył ją fakt, że została zamknięta w tym bunkrze.
Razem z Michaelem. To było kluczowe hasło, wypisane dużymi literami i podkreślone grubą kreską.
Usłyszała, że ktoś otwiera drzwi laboratorium. Wszedł strażnik. Liczba klawiszy w laboratorium wzrosła więc do trzech.
- Szeryf Valenti cię wzywa - zwrócił się do dziewczyny.
- Uuuu, ktoś będzie miał kłopoty. - Michael starał się ukryć zaniepokojenie.
- Uważaj na doktora - ostrzegła go bezgłośnym ruchem warg. Wyszła z pokoju, eskortowana przez strażnika.
Długo szli korytarzem, zanim dotarli do biura Valentiego. Strażnik zastukał i usłyszeli krótkie: „Wejść”. Konwojent wpuścił ją do środka i zamknął za nią drzwi.
Cameron usiadła na stojącym przed biurkiem szeryfa krześle, nie czekając na zaproszenie.
- Kamera zarejestrowała, że miałaś przy sobie karabin maszynowy - powiedział Valenti.
Dziewczyna milczała.
- To prawda - przyznała wreszcie. - Pan żąda, żeby Michael nabrał do mnie zaufania. Czy mógłby zaufać komuś, kto nie udzieliłby mu pomocy przy próbie ucieczki?
- A więc karabin maszynowy służył jako rekwizyt - rzekł szeryf.
Cameron nie była jednak pewna, czy jej uwierzył.
- Michael nie uważa mnie za głupią - ciągnęła. - To wyglądałoby bardzo podejrzanie, gdybym zostawiła leżącą na podłodze broń, skoro mieliśmy siłą przebijać się do wyjścia.
- Zdaję sobie z tego sprawę - przyznał Valenti. - Ale również zdaję sobie sprawę, że zbyt się zaprzyjaźniłaś z naszym kolegą Michaelem. Widzę, jak na niego patrzysz. Trochę zbyt dobrze się bawisz. Nie ma w tym nic złego, ale już najwyższy czas, żebyś mi dostarczyła jakieś informacje. Oczekuję też, że przekażesz mi wcześniej wiadomość, gdyby Michael wymyślił nowy plan ucieczki. Musisz tylko udawać, że jesteś chora, a strażnik zaraz cię do mnie przyprowadzi.
- Nie ma sprawy - powiedziała Cameron. - To na tyle?
- Mniej więcej - odrzekł Valenti. - Były jakieś problemy z historyjką o percepcji pozazmysłowej?
- Nie, wszystkie gierki odniosły zamierzony skutek.
- Pamiętaj, że jeśli on cię dotknie, to dowie się o tobie wielu rzeczy, łącznie z tym, że jesteś tu, aby go szpiegować.
- Tak, pamiętam - powiedziała dziewczyna, wstając i kierując się do drzwi.
- Nie wychodź jeszcze. Chcę ci coś pokazać. To cię powinno zainteresować - rzekł Valenti.
Cameron odwróciła się. Szeryf trzymał kartkę papieru. Podeszła wolno do biurka, wzięła ją i obróciła. Ręka jej drżała.
Opanuj się, nakazała sobie w duchu, ale dłoń nadal drżała i kartka spadła na podłogę. Cameron spojrzała w dół i zobaczyła swoją fotografię, pod którą wydrukowano dużymi literami słowa: „Czy ktoś widział tę dziewczynę?”
- Miło jest dowiedzieć się, że rodzice tak bardzo się o ciebie troszczą, prawda? - spytał szeryf. - Porozwieszali te plakaty w całym stanie.
- Nie wrócę do domu - oświadczyła. Głos też jej drżał.
- Jeśli nie chcesz wrócić, to wiesz, co masz zrobić. Poznać nazwiska innych kosmitów - oznajmił Valenti. - Pamiętaj też, że nie będę czekać w nieskończoność.
Usiłowała zrobić obrażoną minę.
- On nawet nie przyznał, że jest kosmitą, dopóki nie powiedziałam...
- Jesteś wolna. Możesz odejść - uciął szeryf. Akurat... wolna, pomyślała.
Wyszła z biura i cicho zamknęła drzwi, lecz dłonie nadal jej drżały.
Strażnik zaprowadził ją z powrotem do laboratorium. Dotarli tam zbyt szybko; wchodząc do środka, Cameron głęboko wciągnęła powietrze w płuca. Michael uśmiechnął się do niej szeroko, a ją oblała fala gorąca.
Nie zawsze go okłamywałam, przekonywała się w duchu. Naprawdę uciekłam z domu, a Valenti mnie wytropił. A moi rodzice uważają mnie za wyrzutka społeczeństwa, chociaż z innego powodu, niż Michael może przypuszczać.
Jego przyjaciele, kimkolwiek są, dysponują mocą, podobnie jak on, wmawiała sobie, starając się opanować ogarniające ją obrzydzenie. Nawet gdybym podała Valentiemu ich nazwiska, to wcale nie oznacza, że uda mu się ich złapać. A nawet jeśli mu się uda, to przynajmniej będą mieć siebie nawzajem.

A ja nie mam nikogo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz