***7***
Maria otworzyło plastikowe pudełko z kasetą wideo. Była to
dalsza część Planety małp. Jednak zamknęła je po chwili
i rzuciła na stolik. Zobaczyła ten film na półce w wypożyczalni
i natychmiast postanowiła go wziąć. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że
chciałaby oglądać go tylko wtedy, gdyby był przy niej Michael.
Ale nawet gdyby wkrótce wrócił do domu, to nie wiadomo, czy
nadal chciałby wchodzić przez okno do jej pokoju i oglądać z nią filmy. Robił
to chętnie w towarzystwie Marii, którą traktował jak kumpla, ale czy chciałby
to robić teraz, kiedy wyznała mu, że go kocha?
Chyba tak, pocieszała się w duchu.
A może jednak nie.
Może tak.
Może nie.
Może tak. Może nie.
Po głowie tłukły się jej sprzeczne myśli; chciało jej się
krzyczeć z rozpaczy. Nagle usłyszała coś, co natychmiast przerwało te
rozważania - odgłos odsuwanego okna. Michael!
Zerwała się z łóżka i rozsunęła zasłonę. Zobaczyła Alexa, który
uśmiechał się z zażenowaniem.
- Rozbiłem tego krasnala, który stał przy tylnym wejściu -
powiedział. - Lubiłaś go?
- To paskudztwo! Nie. Był okropnie brzydki - uspokoiła go Maria.
Szybko zmieniła wyraz twarzy, żeby Alex nie myślał, że rozpacza po stracie
krasnala. Grymas rozczarowania, jakim go powitała, oznaczał tylko, że
spodziewała się zobaczyć kogoś innego. Wzięła chłopaka za rękę i wciągnęła do
pokoju. - Tę figurkę dał mamie jakiś facet, z którym chodziła na randki, ale po
nim miała już trzech innych. Może powinienieś zrobić nową listę: Jak podpaść
kobietom. Punkt pierwszy: Przynieść w prezencie gipsowego krasnala.
- A więc prezenty są ważne, prawda? - dopytywał się Alex.
Zrzucił tenisówki i osunął się na łóżko przyjaciółki. - Uważasz, że to w porządku,
że tak cię zaskoczyłem?
- Absolutnie. - Maria usiadła obok niego.
- A więc jeśli nie dałem odpowiedniego prezentu, a właściwie
żadnego prezentu, to znaczyłoby...
- Nie, nie. Ja tylko mówiłam, że to absolutnie w porządku, że
przyszedłeś - przerwała mu. - A nie, że prezenty są absolutnie najważniejsze,
chociaż miło je dostawać.
- Kiedyś Isabel dała mi prezent - powiedział Alex. - Chcesz
zobaczyć?
- Oczywiście. - Maria przysunęła się bliżej.
Fakt, że Isabel dala mu prezent, natychmiast dodał jej otuchy.
Może się myliła, posądzając ją o zainteresowanie Michaelem.
Alex wyciągnął z portfela całą serię zdjęć z automatu
fotograficznego i podał je Marii.
- Powiedziała, że przy każdym zdjęciu myślała tylko o mnie -
oświadczył.
Kto by się spodziewał, że Isabel może być aż tak ckliwa i
czułostkowa? - pomyślała Maria. Jak widać, źle oceniła sytuację. Może to nie z
powodu Michaela Isabel przestała interesować się Alexem. A jej się wydawało, że
po wkroczeniu do jego orbity snów Isabel zaczęła patrzeć na Michaela innym
wzrokiem.
Chwileczkę. Alex powiedział, że „kiedyś” Isabel dała mu prezent.
- Kiedy ci to dała? - spytała.
Niech to będzie już po tym śnie, pomyślała w duchu. Proszę,
niech to będzie po śnie. Proszę.
- Niedługo po śmierci Nikolasa. A więc przed snem. Więc tak.
- A dzisiaj mnie rzuciła. Zupełnie nie potrafię tego wszystkiego
zrozumieć.
- Zaczekaj. Rzuciła cię? Dlaczego mi tego nie powiedziałeś?
- Właśnie to zrobiłem.
Faceci już tacy są, pomyślała Maria. Jest tutaj już co najmniej
od trzech minut i dopiero teraz mi to mówi?
A może powinna być wdzięczna za tę wiadomość? Teraz nie miała
już wątpliwości, że Isabel rzuciła Alexa z powodu Michaela.
Maria uważnie oglądała fotografie. Boże, jaka ona jest piękna.
Tak, obie miały blond włosy, niebieskie oczy i tak dalej, ale u Isabel to
wszystko składało się na doskonałą całość.
Maria nie miała przy niej szans.
Alex wyciągnął rękę i zabrał fotografie.
- Powiedz, co się stało - nalegała dziewczyna.
- Widziałaś, jak się zachowywała na naszym zebraniu, prawda? -
Alex przesuwał nerwowo palcami po policzku. - Rzucała mi się do gardła, kiedy
się tylko odezwałem. Potem powiedziałem, że doskonale rozumiem, jak bardzo
martwi się o Michaela. Chyba dziewczyny lubią, kiedy starasz się je zrozumieć?
- Spojrzał na Marię, szukając potwierdzenia.
- Tak, oczywiście - odpowiedziała.
- Ale nie Isabel. To ją doprowadziło do szału. Nie masz prawa
znać moich myśli i tym podobne.
Biedny Alex. Był kompletnie oszołomiony, jak facet po wypadku
samochodowym, chodzący po szosie i mówiący o mleku, które miał kupić po drodze
do domu, choć nie wie, gdzie jest ani co się naprawdę stało.
- Chcesz powąchać cedru? - spytała, przeglądając swoją kolekcję
fiolek do aromaterapii. Nie potrafiła wymyślić niczego innego, żeby go
pocieszyć. - Zaraz się lepiej poczujesz.
- Poczułbym się lepiej, gdybyś napełniła nim zbiornik, w którym
mógłbym zanurzyć głowę i się utopić.
Znam to uczucie, pomyślała.
***
- Chciałem uprażyć trochę popcornu, ale... hmmm... nie pamiętam,
jak długo trzeba go trzymać, czy... hm... w wysokiej temperaturze, czy jak -
zaczął Max.
- Wciśnij ten przycisk, gdzie jest napisane popcorn -
powiedziała Isabel. - A teraz ja chcę cię o coś spytać.
Max oparł się o framugę drzwi.
- Pytaj.
- O co ci chodzi?
Max zarumienił się lekko. Jesteś zbyt prostolinijny, mój bracie,
pomyślała Isabel. Nie wiedziała, jak Max da sobie radę na tym dużym złym
świecie, skoro nie stać go nawet na tak drobne kłamstwo jak to, że nie wie, jak
zrobić popcorn.
- Słyszałem jakieś krzyki zanim... hmmm... kiedy wychodził Alex
- wykrztusił.
Uuuu. Jakie to subtelne.
- Chodź. Zrobimy ten popcorn. - Isabel wstała i wyszła z pokoju.
- Zachowałam się jak zołza - wyrzuciła z siebie, gdy szli w dół po schodach.
Max nie odezwał się.
- Teraz powinieneś powiedzieć, że nigdy nie zachowuję się jak
zołza. - Siostra zerknęła na niego przez ramię.
- Ale, Isabel, to niemożliwe, żebyś ty... - zaczął posłusznie.
- Zapomnij o tym - rzuciła, wchodząc do kuchni. - Oboje wiemy,
jak jest. Gdybyś spytał kogokolwiek w szkole, jak mógłby mnie opisać za pomocą
jednego słowa, to wiesz, jakie by ono było.
- To nieprawda - zaprzeczył Max. - Może to słowo znalazłoby się
w pierwszej dziesiątce, ale na pewno nie byłoby numerem jeden.
Dziewczyna wyjęła torebkę popcornu z szafki, włożyła ją do
kuchenki mikrofalowej i wcisnęła przycisk. Nie ruszyła się z miejsca, tylko
wpatrywała w szybkę. Widok pęczniejącej torebki nie był specjalnie
interesujący, lecz Isabel nie chciała spojrzeć bratu w oczy. Przyznawanie się
do winy nie było jej mocną stroną, nie mówiąc już o tym, że mogłaby powiedzieć
Maxowi, jak potraktowała Alexa, chłopaka, na którym przecież jej zależało.
- Zgadzam się. Może to słowo nie byłoby na pierwszym miejscu na
wszystkich listach, ale na pewno jest u Alexa. - Przybliżyła twarz do szybki.
Zapiekły ją oczy. Pewnie światło mikrofalówki jest zbyt jasne, stwierdziła.
Wmawiaj to sobie dalej, pomyślała w duchu. Uwierz, że to od
światła, bo przecież nie płakałabyś za Alexem, z którym zerwałaś z własnej
woli.
- On wie, że jesteś wyprowadzona z równowagi sprawą Michaela -
rzekł Max. - Jestem pewien, że gdybyś zadzwoniła i powiedziała, że jest ci
przykro z powodu tego, co zaszło między wami, nie będzie dłużej miał do ciebie
pretensji.
- Nawet jeśli z nim zerwałam?
- Zerwałaś z Alexem? - wykrztusił brat. Ziarna kukurydzy zaczęły
już z trzaskiem pękać.
- Tak, i nie zrobiłam tego zbyt delikatnie - powiedziała Isabel
do mikrofalówki.
- Dlaczego? - spytał Max. - Wiesz co? - dodał szybko, zanim
siostra zdążyła się odezwać. - To właściwie nie ma znaczenia. Chcesz, żeby do
ciebie wrócił, prawda? Zadzwoń do niego i powiedz mu to.
Isabel zaczekała, aż ucichną odgłosy pękających ziaren, wyjęła
torebkę z kuchenki i otworzyła ją. Gorąca para poparzyła jej palce, zanim
zdążyła zdjąć z lodówki koszyk i wsypać do niego popcorn.
- Problem polega na tym, że nie sądzę, żebym tego właśnie
chciała. To znaczy, mieć go z powrotem - wyjaśniła.
Odwróciła się od mikrofalówki i postawiła przed bratem koszyk z
popcornem. Włożyła sobie do ust całą garść prażonej kukurydzy, parząc się w
język.
- Och - skomentował tylko Max, również biorąc do ust dużą
porcję. Przez jakiś czas jedli w milczeniu.
Isabel wiedziała, o co teraz spyta ją brat. Dlaczego nie chce
wrócić do Alexa? To dobre pytanie - przecież chłopak jest inteligentny,
przystojny, zabawny. Co prawda nie należy do grupy tych najbardziej
popularnych, lecz... Poza tym pomógł jej przetrwać ciężkie chwile.
Teraz jednak, kiedy Isabel była z nim, zawsze myślała o kimś
innym.
Jak mogła powiedzieć bratu, że przeniknęła do snu Michaela i
zobaczyła, jak on ją trzyma w ramionach?
Jak zdoła mu wytłumaczyć, że od tamtej pory wszystko się
zmieniło?
Nie mogła powiedzieć Maxowi prawdy - że ostatnio, za każdym
razem, kiedy Alex ją całował, myślała, jak by to było, gdyby na jego miejscu
był Michael. Byli sobie z Maxem bliscy, ale byli również rodzeństwem. A o
takich sprawach nie rozmawia się z bratem, tym bardziej że Michael był jego
najbliższym przyjacielem, prawie członkiem rodziny. Sama myśl o siostrze w
objęciach Michaela mogła przejąć go dreszczem.
- Słyszałaś coś? - Max zerwał się z krzesła i podbiegł do okna.
- Ktoś tam jest.
- Nie słyszałam samochodu, więc to nie może być mama ani tato.
Michael - rozpaliła się w niej nagle słaba iskierka nadziei.
Isabel popędziła do frontowych drzwi i wybiegła na zewnątrz, a brat za nią.
Zobaczyła jakąś bezwładną postać na trawniku.
- Michael! - krzyknęła. Pomknęła do przodu i opadła przy nim na
kolana.
Ale to nie był on. To był zupełnie obcy chłopak, mniej więcej w
jej wieku. Miał smutne zielone oczy i był bardzo blady - ledwie oddychał.
Max pochylił się nad nim i potrząsnął go lekko za ramię.
- Nic ci nie jest? - spytał. - Co, u...
Isabel szybko podniosła głowę, kiedy brat nagle urwał rozpoczęte
zdanie. Patrzył na nią rozszerzonymi oczami, a na jego twarzy malowało się
przerażenie.
- O co chodzi, Max? - spytała.
Nie odezwał się.
- Co jest?! - krzyknęła, odsuwając jego rękę od leżącego
chłopaka.
- Nie uwierzysz, ale myślę, że on jest jednym z nas. Nawiązałem
z nim łączność, kiedy tylko go dotknąłem. Zobaczyłem inkubator, taki sam, jak
nasz - ciągnął, przełykając z trudem ślinę. - Widziałem Valentiego i szklaną
celę. Myślę... myślę, że on przyszedł z bunkra.
Isabel czuła, że włosy stają jej dęba.
- Jak mu się udało przetrwać? - szepnęła. Nie potrafiła
zrozumieć, jak ten chłopak mógł przeżyć to, czego ona zawsze najbardziej się
bała: zostać więźniem na łasce szeryfa Valentiego.
Chłopak otworzył na chwilę oczy, ale zaraz ponownie zacisnął
powieki.
- Za wielkie - jęknął. - Za wielkie.
- Weźmy go do środka - zaproponował Max. Wsunął mu rękę pod
plecy i podniósł na nogi. Isabel podtrzymywała chłopca z drugiej strony. Czuła,
że cały drży.
- Teraz jesteś z nami - powiedziała. - Nikomu nie pozwolimy cię
skrzywdzić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz