czwartek, 8 sierpnia 2013

Rozdział siódmy

***7***
Maria otworzyło plastikowe pudełko z kasetą wideo. Była to dalsza część Planety małp. Jednak zamknęła je po chwili i rzuciła na stolik. Zobaczyła ten film na półce w wypożyczalni i natychmiast postanowiła go wziąć. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że chciałaby oglądać go tylko wtedy, gdyby był przy niej Michael.
Ale nawet gdyby wkrótce wrócił do domu, to nie wiadomo, czy nadal chciałby wchodzić przez okno do jej pokoju i oglądać z nią filmy. Robił to chętnie w towarzystwie Marii, którą traktował jak kumpla, ale czy chciałby to robić teraz, kiedy wyznała mu, że go kocha?
Chyba tak, pocieszała się w duchu.
A może jednak nie.
Może tak.
Może nie.
Może tak. Może nie.
Po głowie tłukły się jej sprzeczne myśli; chciało jej się krzyczeć z rozpaczy. Nagle usłyszała coś, co natychmiast przerwało te rozważania - odgłos odsuwanego okna. Michael!
Zerwała się z łóżka i rozsunęła zasłonę. Zobaczyła Alexa, który uśmiechał się z zażenowaniem.
- Rozbiłem tego krasnala, który stał przy tylnym wejściu - powiedział. - Lubiłaś go?
- To paskudztwo! Nie. Był okropnie brzydki - uspokoiła go Maria. Szybko zmieniła wyraz twarzy, żeby Alex nie myślał, że rozpacza po stracie krasnala. Grymas rozczarowania, jakim go powitała, oznaczał tylko, że spodziewała się zobaczyć kogoś innego. Wzięła chłopaka za rękę i wciągnęła do pokoju. - Tę figurkę dał mamie jakiś facet, z którym chodziła na randki, ale po nim miała już trzech innych. Może powinienieś zrobić nową listę: Jak podpaść kobietom. Punkt pierwszy: Przynieść w prezencie gipsowego krasnala.
- A więc prezenty są ważne, prawda? - dopytywał się Alex. Zrzucił tenisówki i osunął się na łóżko przyjaciółki. - Uważasz, że to w porządku, że tak cię zaskoczyłem?
- Absolutnie. - Maria usiadła obok niego.
- A więc jeśli nie dałem odpowiedniego prezentu, a właściwie żadnego prezentu, to znaczyłoby...
- Nie, nie. Ja tylko mówiłam, że to absolutnie w porządku, że przyszedłeś - przerwała mu. - A nie, że prezenty są absolutnie najważniejsze, chociaż miło je dostawać.
- Kiedyś Isabel dała mi prezent - powiedział Alex. - Chcesz zobaczyć?
- Oczywiście. - Maria przysunęła się bliżej.
Fakt, że Isabel dala mu prezent, natychmiast dodał jej otuchy. Może się myliła, posądzając ją o zainteresowanie Michaelem.
Alex wyciągnął z portfela całą serię zdjęć z automatu fotograficznego i podał je Marii.
- Powiedziała, że przy każdym zdjęciu myślała tylko o mnie - oświadczył.
Kto by się spodziewał, że Isabel może być aż tak ckliwa i czułostkowa? - pomyślała Maria. Jak widać, źle oceniła sytuację. Może to nie z powodu Michaela Isabel przestała interesować się Alexem. A jej się wydawało, że po wkroczeniu do jego orbity snów Isabel zaczęła patrzeć na Michaela innym wzrokiem.
Chwileczkę. Alex powiedział, że „kiedyś” Isabel dała mu prezent.
- Kiedy ci to dała? - spytała.
Niech to będzie już po tym śnie, pomyślała w duchu. Proszę, niech to będzie po śnie. Proszę.
- Niedługo po śmierci Nikolasa. A więc przed snem. Więc tak.
- A dzisiaj mnie rzuciła. Zupełnie nie potrafię tego wszystkiego zrozumieć.
- Zaczekaj. Rzuciła cię? Dlaczego mi tego nie powiedziałeś?
- Właśnie to zrobiłem.
Faceci już tacy są, pomyślała Maria. Jest tutaj już co najmniej od trzech minut i dopiero teraz mi to mówi?
A może powinna być wdzięczna za tę wiadomość? Teraz nie miała już wątpliwości, że Isabel rzuciła Alexa z powodu Michaela.
Maria uważnie oglądała fotografie. Boże, jaka ona jest piękna. Tak, obie miały blond włosy, niebieskie oczy i tak dalej, ale u Isabel to wszystko składało się na doskonałą całość.
Maria nie miała przy niej szans.
Alex wyciągnął rękę i zabrał fotografie.
- Powiedz, co się stało - nalegała dziewczyna.
- Widziałaś, jak się zachowywała na naszym zebraniu, prawda? - Alex przesuwał nerwowo palcami po policzku. - Rzucała mi się do gardła, kiedy się tylko odezwałem. Potem powiedziałem, że doskonale rozumiem, jak bardzo martwi się o Michaela. Chyba dziewczyny lubią, kiedy starasz się je zrozumieć? - Spojrzał na Marię, szukając potwierdzenia.
- Tak, oczywiście - odpowiedziała.
- Ale nie Isabel. To ją doprowadziło do szału. Nie masz prawa znać moich myśli i tym podobne.
Biedny Alex. Był kompletnie oszołomiony, jak facet po wypadku samochodowym, chodzący po szosie i mówiący o mleku, które miał kupić po drodze do domu, choć nie wie, gdzie jest ani co się naprawdę stało.
- Chcesz powąchać cedru? - spytała, przeglądając swoją kolekcję fiolek do aromaterapii. Nie potrafiła wymyślić niczego innego, żeby go pocieszyć. - Zaraz się lepiej poczujesz.
- Poczułbym się lepiej, gdybyś napełniła nim zbiornik, w którym mógłbym zanurzyć głowę i się utopić.
Znam to uczucie, pomyślała.
***
- Chciałem uprażyć trochę popcornu, ale... hmmm... nie pamiętam, jak długo trzeba go trzymać, czy... hm... w wysokiej temperaturze, czy jak - zaczął Max.
- Wciśnij ten przycisk, gdzie jest napisane popcorn - powiedziała Isabel. - A teraz ja chcę cię o coś spytać.
Max oparł się o framugę drzwi.
- Pytaj.
- O co ci chodzi?
Max zarumienił się lekko. Jesteś zbyt prostolinijny, mój bracie, pomyślała Isabel. Nie wiedziała, jak Max da sobie radę na tym dużym złym świecie, skoro nie stać go nawet na tak drobne kłamstwo jak to, że nie wie, jak zrobić popcorn.
- Słyszałem jakieś krzyki zanim... hmmm... kiedy wychodził Alex - wykrztusił.
Uuuu. Jakie to subtelne.
- Chodź. Zrobimy ten popcorn. - Isabel wstała i wyszła z pokoju. - Zachowałam się jak zołza - wyrzuciła z siebie, gdy szli w dół po schodach.
Max nie odezwał się.
- Teraz powinieneś powiedzieć, że nigdy nie zachowuję się jak zołza. - Siostra zerknęła na niego przez ramię.
- Ale, Isabel, to niemożliwe, żebyś ty... - zaczął posłusznie.
- Zapomnij o tym - rzuciła, wchodząc do kuchni. - Oboje wiemy, jak jest. Gdybyś spytał kogokolwiek w szkole, jak mógłby mnie opisać za pomocą jednego słowa, to wiesz, jakie by ono było.
- To nieprawda - zaprzeczył Max. - Może to słowo znalazłoby się w pierwszej dziesiątce, ale na pewno nie byłoby numerem jeden.
Dziewczyna wyjęła torebkę popcornu z szafki, włożyła ją do kuchenki mikrofalowej i wcisnęła przycisk. Nie ruszyła się z miejsca, tylko wpatrywała w szybkę. Widok pęczniejącej torebki nie był specjalnie interesujący, lecz Isabel nie chciała spojrzeć bratu w oczy. Przyznawanie się do winy nie było jej mocną stroną, nie mówiąc już o tym, że mogłaby powiedzieć Maxowi, jak potraktowała Alexa, chłopaka, na którym przecież jej zależało.
- Zgadzam się. Może to słowo nie byłoby na pierwszym miejscu na wszystkich listach, ale na pewno jest u Alexa. - Przybliżyła twarz do szybki. Zapiekły ją oczy. Pewnie światło mikrofalówki jest zbyt jasne, stwierdziła.
Wmawiaj to sobie dalej, pomyślała w duchu. Uwierz, że to od światła, bo przecież nie płakałabyś za Alexem, z którym zerwałaś z własnej woli.
- On wie, że jesteś wyprowadzona z równowagi sprawą Michaela - rzekł Max. - Jestem pewien, że gdybyś zadzwoniła i powiedziała, że jest ci przykro z powodu tego, co zaszło między wami, nie będzie dłużej miał do ciebie pretensji.
- Nawet jeśli z nim zerwałam?
- Zerwałaś z Alexem? - wykrztusił brat. Ziarna kukurydzy zaczęły już z trzaskiem pękać.
- Tak, i nie zrobiłam tego zbyt delikatnie - powiedziała Isabel do mikrofalówki.
- Dlaczego? - spytał Max. - Wiesz co? - dodał szybko, zanim siostra zdążyła się odezwać. - To właściwie nie ma znaczenia. Chcesz, żeby do ciebie wrócił, prawda? Zadzwoń do niego i powiedz mu to.
Isabel zaczekała, aż ucichną odgłosy pękających ziaren, wyjęła torebkę z kuchenki i otworzyła ją. Gorąca para poparzyła jej palce, zanim zdążyła zdjąć z lodówki koszyk i wsypać do niego popcorn.
- Problem polega na tym, że nie sądzę, żebym tego właśnie chciała. To znaczy, mieć go z powrotem - wyjaśniła.
Odwróciła się od mikrofalówki i postawiła przed bratem koszyk z popcornem. Włożyła sobie do ust całą garść prażonej kukurydzy, parząc się w język.
- Och - skomentował tylko Max, również biorąc do ust dużą porcję. Przez jakiś czas jedli w milczeniu.
Isabel wiedziała, o co teraz spyta ją brat. Dlaczego nie chce wrócić do Alexa? To dobre pytanie - przecież chłopak jest inteligentny, przystojny, zabawny. Co prawda nie należy do grupy tych najbardziej popularnych, lecz... Poza tym pomógł jej przetrwać ciężkie chwile.
Teraz jednak, kiedy Isabel była z nim, zawsze myślała o kimś innym.
Jak mogła powiedzieć bratu, że przeniknęła do snu Michaela i zobaczyła, jak on ją trzyma w ramionach?
Jak zdoła mu wytłumaczyć, że od tamtej pory wszystko się zmieniło?
Nie mogła powiedzieć Maxowi prawdy - że ostatnio, za każdym razem, kiedy Alex ją całował, myślała, jak by to było, gdyby na jego miejscu był Michael. Byli sobie z Maxem bliscy, ale byli również rodzeństwem. A o takich sprawach nie rozmawia się z bratem, tym bardziej że Michael był jego najbliższym przyjacielem, prawie członkiem rodziny. Sama myśl o siostrze w objęciach Michaela mogła przejąć go dreszczem.
- Słyszałaś coś? - Max zerwał się z krzesła i podbiegł do okna. - Ktoś tam jest.
- Nie słyszałam samochodu, więc to nie może być mama ani tato.
Michael - rozpaliła się w niej nagle słaba iskierka nadziei. Isabel popędziła do frontowych drzwi i wybiegła na zewnątrz, a brat za nią.
Zobaczyła jakąś bezwładną postać na trawniku.
- Michael! - krzyknęła. Pomknęła do przodu i opadła przy nim na kolana.
Ale to nie był on. To był zupełnie obcy chłopak, mniej więcej w jej wieku. Miał smutne zielone oczy i był bardzo blady - ledwie oddychał.
Max pochylił się nad nim i potrząsnął go lekko za ramię.
- Nic ci nie jest? - spytał. - Co, u...
Isabel szybko podniosła głowę, kiedy brat nagle urwał rozpoczęte zdanie. Patrzył na nią rozszerzonymi oczami, a na jego twarzy malowało się przerażenie.
- O co chodzi, Max? - spytała.
Nie odezwał się.
- Co jest?! - krzyknęła, odsuwając jego rękę od leżącego chłopaka.
- Nie uwierzysz, ale myślę, że on jest jednym z nas. Nawiązałem z nim łączność, kiedy tylko go dotknąłem. Zobaczyłem inkubator, taki sam, jak nasz - ciągnął, przełykając z trudem ślinę. - Widziałem Valentiego i szklaną celę. Myślę... myślę, że on przyszedł z bunkra.
Isabel czuła, że włosy stają jej dęba.
- Jak mu się udało przetrwać? - szepnęła. Nie potrafiła zrozumieć, jak ten chłopak mógł przeżyć to, czego ona zawsze najbardziej się bała: zostać więźniem na łasce szeryfa Valentiego.
Chłopak otworzył na chwilę oczy, ale zaraz ponownie zacisnął powieki.
- Za wielkie - jęknął. - Za wielkie.
- Weźmy go do środka - zaproponował Max. Wsunął mu rękę pod plecy i podniósł na nogi. Isabel podtrzymywała chłopca z drugiej strony. Czuła, że cały drży.

- Teraz jesteś z nami - powiedziała. - Nikomu nie pozwolimy cię skrzywdzić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz