czwartek, 8 sierpnia 2013

Rozdział ósmy

***8***
Max poprowadził Adama do narożnego stolika, stojącego za drewnianą przesłoną. Umówił się z Liz i Isabel we Flying Pepperoni. Nie było dużego tłoku, jednak martwił go wyraz przerażenia na twarzy chłopaka.
Zupełnie się temu nie dziwił. Nie minęła jeszcze doba od czasu, kiedy Adam uciekł z bunkra, a miał tyle nowych doświadczeń co zwykli ludzie w ciągu całego roku. Nawet tak proste urządzenie jak toster budziło jego niepohamowaną ciekawość. Widywał fotografie tosterów w książkach, lecz nigdy jeszcze sam z niego nie korzystał. Szalenie bawił go widok wyskakujących z lekkim stukiem grzanek. Zjedli z Maxem chyba całą paczkę pieczywa. Max zgodziłby się zjeść jeszcze więcej, żeby tylko patrzeć na jego radość.
- Usiądziemy tu i zaczekamy na innych - powiedział. Jego nowy przyjaciel zajął miejsce po przeciwnej stronie. - Jak ci idzie? Masz pytania?
- Chyba nie - odparł Adam. Zamknął oczy i przylgnął do drewnianej przesłony.
Za chwilę wpadnie w panikę, zaniepokoił się Max. Przydałaby się jakaś pomoc. Rozejrzał się po restauracji i zobaczył zbliżającą się do nich Liz.
- Adamie - Max zaczekał, aż chłopak otworzy oczy - to jest Liz. Mówiłem ci o niej, pamiętasz?
- Cześć - powiedział Adam. Był wyraźnie zdenerwowany.
Liz usiadła obok Maxa. Adam spojrzał na nią i znowu zacisnął powieki.
Dziewczyna rzuciła Maxowi zatroskane spojrzenie, otworzyła torbę i wyjęła z niej słoneczne okulary, które musiała nosić razem z wzorowanym na Facetach w czerni mundurkiem, kiedy pracowała jako kelnerka w kawiarni ojca. Włożyła je chłopakowi. Ten, zaskoczony, cofnął się gwałtownie.
- Otwórz teraz oczy. W tych okularach kolory nie będą już takie jaskrawe.
Adam rozejrzał się, a Max trochę się odprężył. Może pomysł, na który wpadła Liz, pozwoli temu chłopcu czuć się bezpieczniej w miejscach publicznych.
- Cześć, Adamie. Przez cały dzień myślałam o tobie - powiedziała Isabel, siadając obok niego. - Jak leci? Co robiliście z Maxem?
Max zdążył już zauważyć, że w kontaktach z Adamem siostra zrezygnowała ze swojego kretyńskiego stylu księżniczki Isabel, którą wszyscy muszą wielbić. Traktowała go tak delikatnie i czule, że aż dziwnie było na to patrzeć.
- Robiliśmy tosty - powiedział Adam. - I Max nauczył mnie grać w pokera.
- Max, to wspaniałe. Tosty i poker. Cieszę się, że nauczyłeś go takich podstawowych czynności. Czułam, że sama powinnam była z nim zostać. Powiedziałeś Adamowi, żeby nie korzystał z mocy, prawda?
- Tak. - Na wspomnienie tej rozmowy Max poczuł ucisk w żołądku. - Adam... hmmm... nie wiedział, że pochodzi z innej planety. Nie zdawał sobie sprawy, że ludzie nie potrafią robić tego co on.
- A co on wie? - spytała Isabel.
Jej brat zaczął opowiadać, w jakie kwestie zdążył już wprowadzić nowego przyjaciela. Powiedział mu, że oni wszyscy, to znaczy Max, Isabel, Michael i Adam, pochodzą z tej samej planety i prawdopodobnie są jedynymi mieszkańcami Ziemi, którzy przeżyli słynną katastrofę w Roswell. Ostrzegł go, że nie wolno nikomu o tym mówić ani też korzystać z mocy. Przy okazji nauczył go wielu drobnych rzeczy - jak obsługiwać toster i grać w pokera.
Nie poruszył jednak innych ważnych tematów. Nie powiedział, że gdyby Adam wyjawił ludziom prawdę, to niektórzy znienawidziliby go, inni zaczęli się bać, a jeszcze inni chcieliby go zabić. Wiedział, że w końcu będzie musiał mu to wszystko wyjaśnić. Teraz nie mógł się na to zdobyć; miał zbyt wiele problemów do rozwiązania.
- Idzie Alex z Marią - zauważyła Liz. Przysunęła się do Maxa, żeby zrobić im miejsce, a on objął ją ramieniem, jakby to był zupełnie naturalny gest. Nigdy nie przypuszczał, że może mieć dziewczynę - ziemską istotę, która zna prawdę o nim i nadal go kocha.
Muszę powiedzieć o tym Adamowi, pomyślał. Chłopak powinien wiedzieć, że chociaż jest inny, to nie znaczy, że nie może być szczęśliwy.
Maria chciała usiąść obok Liz, ale Alex chwycił ją za rękę.
- Usiądź tutaj - zaproponował, wskazując miejsce obok Isabel.
Zapanowała niezręczna cisza. Zmieszana Maria popatrzyła na Alexa. Niejasna sytuacja po rozstaniu, pomyślał Max, kiedy wreszcie usiedli.
- Adamie, to jest Alex, a to Maria - dokonał prezentacji. - Gdybyś czegoś potrzebował, możesz przyjść do każdego z nas. Możesz zadawać nam pytania. Możesz...
- Możesz nam ufać - przerwał mu Alex.
- Tak, właściwie wszystko się do tego sprowadza, że możesz mieć do nas zaufanie - przyznał Max.
Adam nie odzywał się; pewnie przytłaczał go nadmiar informacji.
- Musimy się zastanowić, co zrobić z Adamem - ciągnął Max. - Jak wytłumaczyć jego obecność, poza tym pomyśleć, gdzie będzie mieszkał, co będzie robił, żeby... - Zorientował się nagle, że mówi o nim tak, jakby ten chłopak nie siedział z nimi przy jednym stoliku. Nie wolno mu zapominać, że jest ich rówieśnikiem, chociaż zachowuje się jak małe dziecko. - Przepraszam cię, Adamie. Chciałbym, żebyś nie myślał, że podejmujemy decyzje za ciebie. Chodzi mi tylko o to, że znalazłeś się nagle w zupełnie nieznanym świecie.
- Oczywiście. A my spędziliśmy tu całe życie, więc możemy służyć ci pomocą - dodała Maria. - Może moglibyśmy mówić, że on przyjechał tu w ramach wymiany studenckiej? Wtedy mógłby po prostu zamieszkać z nami. Wymiana studentów - zwróciła się do Adama - polega na tym, że student, czy też uczeń, z innego kraju przyjeżdża na jakiś czas do zagranicznej szkoły.
- Jak w telewizji - powiedział Adam.
- W bunkrze nie było telewizji, więc uczyłem go, jak skakać po kanałach - wyjaśnił Max.
- Ale z ciebie pedagog. - Isabel uśmiechnęła się.
- Nie wiem, czy wymiana studencka jest dobrym pomysłem. Niby skąd miał tu przyjechać? - zastanawiał się Max.
- Z Delaware - Alex roześmiał się. Isabel obrzuciła go gniewnym spojrzeniem. - Żartowałem. To był tylko żart.
- Możemy zabrać go do jaskini - zaproponował Max.
- Nie chcę, żeby był tak daleko. I do tego zupełnie sam - zaprotestowała gorąco Isabel.
- Za naszym domem jest mały budynek gospodarczy, w którym mógłby zamieszkać, dopóki czegoś nie wymyślimy - zasugerowała Liz. - Jest tam światło i wszystkie wygody, ponieważ mojemu ojcu przyszło kiedyś do głowy, że chciałby zajmować się stolarką, i kupił całe wyposażenie.
- Co o tym myślisz, Adamie? Zamieszkałbyś tam? - spytał Max. - Musiałbyś tylko uważać, żeby cię nie zobaczyli rodzice Liz.
Adam obrzucił ją uważnym spojrzeniem.
- Byłbym blisko ciebie?
- Bardzo blisko. Gdybyś mnie potrzebował, nie musiałbyś czekać ani chwili.
- To dobrze - powiedział chłopak. Na jego twarzy ukazał się szeroki uśmiech.
Na widok Liz Max też się zawsze uśmiechał. Starał się sobie wyobrazić, jak może czuć się szesnastolatek, który nigdy przedtem nie widział dziewczyny w swoim wieku i nagle zostaje nimi otoczony. Mogło go to napawać lękiem, ale był to niewątpliwie przyjemny lęk. Liz, Maria i Izzy powoli oswoją go z tą nową sytuacją.
- Konam z głodu. Czy ktoś tu pracuje, czy mamy sobie sami złożyć zamówienie i przygotować pizzę? - spytał Alex.
- Ten stolik obsługuje Lucinda Baker. Jeśli któryś z was zdejmie koszulę, to na pewno zaraz się pokaże - powiedziała Isabel.
Adam zaczął ściągać bluzę.
- Nie rób tego. Ja tylko żartowałam - pohamowała go Isabel. Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
- Lucindo! Jeśli liczysz na napiwek, to chodź do nas! - zawołała. To podziałało. Lucinda błyskawicznie pojawiła się przy ich stoliku.
- Co będziemy jedli? - spytał Alex. - Co wybierasz, Adamie?
- Nie wiem - burknął chłopak, wyraźnie speszony.
- Nie wolno mu było wybierać sobie potraw. - Max poinformował Alexa. Natychmiast  uświadomił sobie, że nie powinien był tego mówić.
- Dopiero co wyszedł z internatu o zaostrzonym rygorze - wtrąciła Liz.
- Uhuhuu! Musiałeś być nieznośnym chłopakiem - droczyła się z nim Lucinda. - Lubię niegrzecznych chłopców.
Lucinda na pewno nie była odpowiednią dziewczyną do powolnego oswajania Adama z żeńską populacją tej planety. Miała swoją stronę w Internecie, na której opisywała, jak całują chłopcy ze szkoły. Jej uwagi świadczyły o tym, że ma wysokie wymagania. Niewątpliwie pożarłaby Adama żywcem.
Zanim Max zdążył zareagować na tę niespodziewaną sytuację, Lucinda dotykała już policzka Adama. Jej jaskrawo pomalowane paznokcie kontrastowały z bladą skórą chłopaka. Adam miał uszczęśliwioną minę, niewątpliwie nawiązał z nią łączność. Trzeba go od tego jak najszybciej odzwyczaić, pomyślał Max.
- Podoba mi się to, co nosisz pod spodem - powiedział Adam do Lucindy. - Te brązowe w białe, faliste paseczki. To mi przypomina babeczki z czekoladą.
Max zakrył twarz, a Isabel roześmiała się głośno.
- Hej, skąd ty wiesz, jaką bieliznę mam na sobie? - spytała Lucinda.
Wymyśl coś, nakazał sobie Max. Trzeba to jakoś wytłumaczyć.
- Ależ, Lucindo - odezwała się Isabel, zanim jej brat zdołał cokolwiek powiedzieć. - Nie powinnaś nawet o to pytać, przecież pokazywałaś swoją bieliznę całej masie facetów, a chłopcy lubią się przechwalać.

- Wiecie co? Może weźmiemy pizzę na wynos? - zaproponował Max.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz