sobota, 10 sierpnia 2013

Rozdział dwunasty

***12***
Liz związała włosy w kitkę na czubku głowy, a Adam śledził każdy jej ruch. Miała wrażenie, że czuje dotyk jego palców w miejscach, na które padał jego wzrok. Jakby palce chłopaka przesuwały się po jej szyi i upinały włosy. Nie wiedziała, jak zareagować. Z jednej strony pochlebiała jej jego wyraźna adoracja, a z drugiej strony bardzo ją to krępowało.
Usiadła na kanapie i przytuliła się do Maxa.
- Och, nie. Chyba nie macie zamiaru stać się parą tego typu - jęknęła Maria.
- Jakiego typu? - spytała Liz.
- Pozwól, że zadam ci kilka pytań - powiedziała jej przyjaciółka. - Czy dzieliłaś się już z Maxem gumą do żucia, taką, którą już przedtem miałaś w ustach? Czy używacie czasami pieszczotliwych dziecięcych wyrażeń? Czy często słyszycie okrzyki: „moglibyście pójść do hotelu”, kiedy jesteście razem w miejscach publicznych? Jeśli dasz twierdzącą odpowiedź choć na jedno pytanie, to może już być za późno. Możecie już być parą tego typu.
- Nie martw się. To nas nie dotyczy - odrzekła Liz. - Prawda, Maksiuniu - kotuniu, mój mały pieszczoszku?
- Gdzie są Alex i Isabel? - spytał Max. - Chciałbym już mieć to z głowy.
„To” odnosiło się do planu uwolnienia Michaela. Widać było, że Max jest kompletnie rozkojarzony.
- Mają dopiero kilka minut spóźnienia. Jestem pewna, że zaraz przyjdą - uspokoiła go Maria.
- Skąd ta pewność? - rzucił z irytacją.
- Isabel chyba ma telefon komórkowy? - wtrąciła Liz. - Mogłabym zadzwonić i dowiedzieć się, gdzie są.
- Ja to zrobię - oświadczył Max.
Nie zdążył jeszcze wstać z kanapy, kiedy usłyszeli, że ktoś otwiera frontowe drzwi. Po chwili Alex i Isabel weszli do pokoju. Isabel usiadła na kanapie, a Alex, chcąc zachować maksymalny dystans, przycupnął na brzeżku fotela Marii.
Było oczywiste, że wspólnie przeprowadzona akcja szpiegowska nie doprowadziła do pojednania. Liz sama nie wiedziała, czy to dobrze, czy źle. Zawsze jej się wydawało, że Isabel i Alex to dwa przeciwległe bieguny, lecz czasami różne typy osobowości doskonale się uzupełniają.
- Niczego nie znaleźliśmy - oświadczył Alex. Widać było, że chce jak najszybciej omówić sprawę i wyjść.
Max spojrzał na zegarek.
- Niedługo wrócą nasi rodzice. Nie chciałbym, żeby słyszeli tę rozmowę. Chyba każdy z nas powinien po kolei dyżurować przy oknie i patrzeć, czy nie nadjeżdżają. Adamie, czy mógłbyś objąć dyżur pierwszy? Z kuchni bardzo dobrze widać cały podjazd.
- Okay. - Adam wstał, a kiedy przechodził koło kanapy, Liz poczuła, że leciutko dotyka jej ramienia.
Ten chłopak nie pojmuje aluzji, trzeba mu to będzie powiedzieć wprost, pomyślała.
Kiedy tylko wyszedł z salonu, Isabel natychmiast zwróciła się do brata:
- Co cię napadło? Dobrze wiemy, że mama i tato są w swoim biurze w Clovis i że nieprędko wrócą.
- Coś się wydarzyło, kiedy ćwiczyliśmy z Adamem kumulację mocy - powiedział Max.
Ton jego głosu wyrwał Liz z rozmyślań i przyciągnął całą jej uwagę. Chłopak był wyraźnie przestraszony i to nie miało nic wspólnego z planem uwolnienia Michaela. Musiało się stać coś bardzo złego.
- Staraliśmy się podpalić skałę i wtedy nawinął się królik - ciągnął Max. - Adam spaliłby tego biedaka żywcem, gdybym go w porę nie obezwładnił. Widziałem, jak królik kica, ruszając nosem, a za sekundkę przeraźliwie piszczał z bólu. Myślę, że Adam odsłonił wtedy jakąś ciemną stronę swojej osobowości.
Maria wydała cichy okrzyk rozpaczy.
- No to ładnie - mruknął Alex.
- Nie! - Ten zduszony okrzyk był reakcją Liz.
- To musiał być przypadek! - zawołała Isabel. - Przestał panować nad mocą albo coś w tym rodzaju.
Max potrząsnął głową.
- Nie byłaś przy tym, więc nie możesz wiedzieć. Królik krzyczał z bólu prawie jak człowiek, a Adam uśmiechał się z zadowoleniem, jakby oglądał dobry program w telewizji.
- Nie mogę uwierzyć, żeby on mógł to zrobić - odezwała się Maria.
- Nie wiemy, do czego jest zdolny. - Max mówił beznamiętnym tonem. - Nie wiemy, co oni mu tam zrobili. Może przez te wszystkie lata starali się przekształcić go w maszynę do zabijania.
- Max ma rację - poparł go Alex. - Znamy Adama dopiero od kilku dni.
Przed oczami Liz przemknął obraz chłopca wirującego ze śmiechem na trawie w jej ogrodzie.
- On jest całkowitym przeciwieństwem maszyny do zabijania - powiedziała.
- A ty, oczywiście, go bronisz. - Max odsunął się od niej.
- Dlaczego jest to dla ciebie takie oczywiste? - spytała. - Dlatego że się we mnie trochę podkochuje? Naprawdę myślisz, że bronię go tylko z tego powodu?
- Tak myślę - przyznał otwarcie Max.
- To miłe, że masz o mnie tak wysokie mniemanie - odcięła się Liz.
- Adam się we mnie nie podkochuje, a ja zgadzam się z Liz - wtrąciła Isabel. - On jest łagodny i kochany.
- Myślisz, że może nam zagrażać? - Maria zwróciła się do Maxa.
- Musimy to dokładnie przemyśleć, zanim pójdziemy do bunkra - rzekł Alex. - Jak myślisz, Max? Czy on mógłby zwrócić się przeciwko nam?
***
Michael niespokojnie krążył po celi. Przeważnie wystarczały mu dwie godziny snu na dobę, ale w obecnej sytuacji przydałoby się nawet dwadzieścia.
No, może nie aż dwadzieścia. Spałby wtedy o wiele dłużej niż Cameron i straciłby okazję przebywania w jej towarzystwie. Zerknął na jej celę, ale zobaczył tylko czubek głowy, który wystawał spod koca. Lubił patrzeć na jej krótką czuprynkę, chociaż zazwyczaj podobały mu się dziewczyny z długimi włosami.
Lubił także u dziewcząt okrągłe kształty tu i tam, a Cameron była wysoka i szczupła.
Nie wolno ci posuwać się za daleko, nakazał sobie w duchu. Chłopcy, którzy mieszkają w szklanych celach, nie powinni zbyt wiele myśleć o seksie.
Rzucił się na łóżko i przez szklany sufit celi patrzył na betonowe sklepienie hali. Ciekaw był, jak głęboko jest pod ziemią. Czasem ta świadomość wywoływała panikę; czuł się żywcem pogrzebany.
Zerwał się z łóżka. Doznał nagle okropnego wrażenia, że leży w trumnie. Znowu zerknął na Cameron. Chętnie popatrzyłby na nią dłużej, gdyby nie było strażników.
„Ten kosmita czuje pociąg do ziemskiej dziewczyny”, mówiliby potem wszystkim w bunkrze.
A czy to prawda? Czy pragnął Cameron? Och, tak.
Okay, a teraz trudniejsze pytanie, pomyślał Michael. Czy pragnąłbyś jej, gdyby nie była tu jedyną dziewczyną?
Odpowiedź była natychmiastowa - tak.
A teraz jeszcze trudniejsze pytanie. Czy pożądasz jej bardziej niż Marii czy Isabel?
Isabel, uuuu... Jak ona mogła się znaleźć w takim pytaniu? Uważał ją prawie za siostrę. Nigdy o niej w ten sposób nie myślał.
Z jednym wyjątkiem. Pamiętasz ten dzień, kiedy walczyliście o pilota? - zadał sobie w duchu pytanie. Przemknęło mu wówczas przez myśl, że mógłby nie traktować jej jak siostry. I było to... bardzo emocjonujące, przenikające do głębi doświadczenie.
To dlatego pomyślał o Isabel. Przeczesał palcami włosy. A Maria... Od kiedy przebywał się w bunkrze, starał się o niej nie myśleć. Miał zbyt wiele innych problemów, żeby się jeszcze zastanawiać nad tym, jak ma sobie poradzić z wyznaniem Marii, że jest w nim zakochana.
Słowo miłość wprawiało go w panikę. Było zbyt monumentalne. Ludzie, którzy mają rodziny, prawdopodobnie tak tego nie odczuwają. Max i Liz stale słyszeli od rodziców: „kocham cię”. Tych dwoje, w przeciwieństwie do niego, miało okazję przyzwyczaić się do dźwięku tego słowa.
Okay, kolejne pytanie, pomyślał. Czy kochasz którąś z nich?
Isabel. Niewątpliwie kochał Isabel, chociaż nigdy jej tego nie mówił.
Dość tego, nakazał sobie w duchu. Wiesz przecież, że tu już nie wchodzi w grę hasło „kocham cię jak siostrę”. Więc jaką dasz odpowiedź? Kochasz Marię, Cameron czy Isabel?
***
Liz przewróciła poduszkę na drugą stronę i przytuliła policzek do jej chłodnej powierzchni. Dlaczego nie mogła spać? Sen był jej bardzo potrzebny.
Jutro ruszają do bunkra, więc nie powinna być półprzytomna z niewyspania.
Może tam stracić przytomność. A nawet życie.
Takie rozważania na pewno nie pozwolą jej zasnąć. Postanowiła skupić się na czymś innym. Powtarzanie w myślach tablicy okresowego układu pierwiastków zawsze ją uspokajało. Najpierw przypomni sobie pierwiastki ziem rzadkich.
Itr, symbol Y, liczba atomowa 39, masa atomowa 88, 9059. Przeważnie nieklasyfikowany w kategorii pierwiastków ziem rzadkich. Czasami umieszczano go w grupie pobocznej układu okresowego, w kategorii pierwiastków przejściowych...
Usłyszała jakiś cichy dźwięk na tyłach domu. Czy to Adam? Zerwała się z łóżka i podbiegła do okna - chłopak właśnie wchodził do pakamery.
Gdzie on był? Liz włożyła szlafrok i podeszła do bocznych drzwi, tłumacząc sobie, że pewnie wyszedł na chwilę z jakiegoś oczywistego powodu. Cicho wyślizgnęła się z domu i zastukała do drzwi pakamery. Adam powitał ją szerokim uśmiechem.
Po tych odwiedzinach w środku nocy pewnie zapomni, że jestem dziewczyną Maxa, co usiłowałam wbić mu do głowy, pomyślała.
- Cześć, słyszałam jak wchodziłeś - powiedziała. - Chciałam tylko sprawdzić, czy wszystko w porządku. Może czegoś potrzebujesz? Nie jest ci zimno?
- Wszystko gra - odrzekł Adam. - Wejdziesz na chwilę? Mógłbym zrobić tosty.
Dziewczyna uśmiechnęła się. Opiekacz do grzanek, który mu podarowała, był czymś w rodzaju prezentu na nowe mieszkanie. Jakie zagrożenie może stanowić facet, którego największą pasją życiową jest robienie tostów? - powiedziała sobie w duchu. Max na pewno niewłaściwie ocenił to wydarzenie na pustyni. To z tym królikiem, to musiał być wypadek.
- Lepiej nie. Moi rodzice wpadliby w panikę, gdyby zauważyli, że mnie nie ma w domu - powiedziała. Wahała się przez chwilę. - Gdzie byłeś? - spytała w końcu.
- Mmm? - usłyszała w odpowiedzi.
- Wychodziłeś. Chciałabym tylko wiedzieć, dokąd poszedłeś - nalegała Liz.
Adam uniósł brwi.
- Dokąd poszedłem? - powtórzył z cicha. - Nie wydaje mi się, żebym gdziekolwiek chodził.
- Wcale nie jestem na ciebie zła - uspokoiła go Liz. - Jednak powinieneś być ostrożny. Byłam tylko ciekawa, bo widziałam cię wracającego do domu.
Adam spochmurniał.
- Poszedłem tylko do nocnego sklepu, żeby kupić masło do tostów - wyjaśnił.
To było dobre wytłumaczenie. Jednak sposób, w jaki to mówił, świadczył o tym, że kłamie. Dlaczego? - zastanawiała się. Co takiego mógł robić w środku nocy, żeby musieć kłamać?
Chciała poprosić, żeby pokazał jej masło, ale uznała to za zły pomysł. Jeśli miał powód, żeby kłamać, to lepiej udawać, że mu wierzy. Lepiej i o wiele bezpieczniej.
- Jesteś pewna, że nie chcesz, żebym ci zrobił kilka tostów? - spytał, obnażając dziąsła w uśmiechu.

Liz zadrżała i instynktownie cofnęła się o krok. Max i Alex mieli rację. Nie znała dobrze Adama.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz